środa, 22 marca 2017

Bobasowy Galimatias - czyli jak ogarniam rzeczywistość.

Gdy rodzina powiększa się o dziecko, nagle naprawdę cała poukładana rzeczywistość wywraca się na łeb, na szyję, do góry nogami i zaczyna przez pewien czas żyć własnym życiem – tak jest i nie znam nikogo kto mając dzieci, uważa inaczej.

Pamiętam pierwsze tygodnie z Wiktorią w domu, to była wielka improwizacja, jadła kiedy chciała, spała kiedy chciała, kąpieli nie było codziennie, a kanapy nie składaliśmy po spaniu bo całe nasze życie toczyło się właśnie na niej...
Gdy Pan tata wrócił po dwóch tygodniach do pracy, miałam jeszcze do pomocy mamę, jednak cały czas, z tyłu głowy wisiało nade mną widmo dnia, w którym zostanę sama z Wiktorią i wtedy właśnie dotarło do mnie, że czas wziąć się w garść.



Od tamtej pory ustalamy z Viki rytm dnia i dbamy o to by był on w miarę stabilny i powtarzalny.
Co to oznacza? Może nie będę się rozpisywać nad tym, jak było miesiąc, dwa, trzy wstecz bo to bez sensu. Napiszę, jak to wygląda aktualnie, gdy Wiktoria za chwilę skończy 8 miesięcy (rany! Kiedy to zleciało?!) a jej rytm dnia jest dosyć poukładany.

6:30/7:30 Pobudka. Przeważnie na mleko, zmianę pieluchy, przytulasa i wspólne dogorywanie w łóżku.
8:00-9:30 Drzemka. Nie zawsze, choć przeważnie ma miejsce. Wtedy i ja drzemię – bo co mam lepszego do roboty? Sen w życiu jest ważny! Ba! Nawet bardzo ważny!
9:30 Pobudka 100%. Wstajemy, zmieniamy pieluchę, ściągamy piżamy i zaczynamy dzień! 😊
10:00 Śniadanie. Wiktoria zjada już normalne pełne posiłki, popijane mlekiem 😊
10:30-13:00 Zabawa. Wiktoria bawi się sama, a ja ogarniam mieszkanie, biorę prysznic, przeglądam czeluści internetów, lub bawimy się wspólnie.
13:00 Obiad.
13:20-15:30 Spacer lub drzemka. Zdarza się, że jest dłuższa lub krótsza to zależy od dnia i nastroju. W czasie drzemki albo się lenię albo robię obiad, lub ogarniam rzeczywistość.
15:30 Podwieczorek.
15:50 – 18:30/19:00 Zabawa.
18:30/19:00 Kolacja.
19:30/20:00 Kąpiel.
20:30/21:00 Mleko i spanie.

Tak to mniej więcej wygląda, oczywiście są dni, kiedy nasz piękny plan wygląda inaczej, ale punkty kluczowe jak jedzenie i kąpiel mają raczej swoje stałe miejsce w programie dnia.



Zaszczycam swoją obecnością różne fejsbukowe grupy dla mam, to istna kopalnia „wiedzy” czasami można dowiedzieć się takich cudów, że naprawdę niekiedy zbieram szczękę z podłogi. Ale do meritum, na tych oto grupach widzę jak kobiety się żalą. Żalą się, że mąż/partner nie pomaga, że ona nie ma czasu dla siebie, ale o tym, że często same sobie jesteśmy winne pisałam TUTAJ, natomiast poza gorzkimi żalami wylewanymi w temacie tatusiów, są też lamenty nad przyjaźniami, które to runęły z hukiem, zaraz po tym jak żaląca się kobieta została mamą. 

Dlaczego tak się dzieje? Czemu część koleżanek/przyjaciółek/znajomych znika bez echa, gdy w naszym życiu pojawia się dziecko? Takie pytania padają tam niemalże codziennie i wydaje mi się, że nie ma na nie dobrej i jednoznacznej odpowiedzi. W naszym życiu są pewne punkty zwrotne, które skutecznie oddzielają ziarno od plew, selekcjonując nam znajomych wartościowych od tych, którzy tak naprawdę mieli nas zawsze kompletnie w dupie. Nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić, tak jest, było i będzie.




Zapewne nie jedna z Was słyszy klasyczne pytania: Daje Wam pospać? Grzeczna/grzeczny jest? Oraz … Macie jeszcze jakieś życie?

I wiecie co? Ja nie mam problemu z tymi pytaniami, ktoś pyta, ja odpowiadam – proste!
Viki daje pospać, a pytanie czy jest grzeczna to hmmm dziwne pytanie. No bo jak 8 miesięczne dziecko może być grzeczne lub niegrzeczne? Ale tłumacząc je na rozumowanie matek, wydaje mi się, że chodzi o to, czy dziecko było marudne czy nie, więc zwykle odpowiadam, że Wiktoria była grzeczna ponieważ przeważnie nie marudzi 😊.



Ostatnie pytanie zadają zwykle osoby, które dzieci nie mają. Nie wiem, jak niektórzy sobie wyobrażają rzeczywistość z dzieckiem, ale muszę poinformować, że nie taki diabeł straszny …
Życie mamy i to całkiem zajebiste! Serio. Ja nie wiem, co my robiliśmy jak nie było Wiktorii. Ona nadaje sens i rytm każdego dnia, to właśnie Wiktoria jest powodem do radości. Gdy chcemy gdzieś wyjść to przeważnie zabieramy ją ze sobą i dla nas jest to mega super, całą ciążę rozmawialiśmy o tym, że niedługo będziemy z tyłu wozili pasażera „na gapę” i słuchali piosenek dla dzieci, tak chcieliśmy i dla nas to najfajniejsza wersja życia, jaką mieliśmy do tej pory. Wieczorne wyjścia? Żaden problem, Wiktoria ma komplet babć (dziadków też, ale jak wiadomo zwykle dziecko w domyśle zostawia się z babcią) więc nie ma problemu by któraś z nich została z Wiktorią, gdy ona śpi a nas naszła ochota na seans w kinie. Jedyne o co dbamy, to to by mała zasnęła przy nas, tak jej jest chyba lepiej, bezpieczniej, łatwiej, a my nie zamierzamy bez większego powodu jej tego zaburzać.




Dziecko ogranicza!

Tak! Najbardziej ogranicza znajomych! Bo to oni mają z tym największy problem. Tak jak wyżej wspomniałam, dla mnie nie jest kłopotem wieczorne wyjście i tak samo mogę się spotkać z przyjaciółkami jak i wyjść na randkę z mężem, jednak przedział 18:00-20:30 jest dla mnie nie do ruszenia! W tych godzinach nie wychodzę i kropka. To czas, kiedy moje dziecko potrzebuje się do mnie przytulić, potrzebuje się wyciszyć i zasnąć i nie chce jej tego bez potrzeby zabierać. Zdarza się, że jednak muszę wyjść, ale przeważnie jest to wizyta u stomatologa, lekarza czy pilna sprawa do załatwienia, a nie wino z kumpelami.

Jeśli ktoś kto nie ma dzieci, mówi mi, że dziecko mnie ogranicza to w środku pomału zaczynam się we mnie gotować, ponieważ idąc tą drogą to tego kogoś ogranicza jego praca, a właściwie szef. Bo kiedy ja mogę wstać wtedy, kiedy budzi się mój szef, wyjść z domu w południe, kiedy nie ma ludzi w parkach czy sklepach, zdrzemnąć się, kiedy mój szef drzemie to ktoś inny musi siedzieć w korpo, pod błyszczącym pantoflem przełożonego i zasuwać na jego nowy garnitur BOSSa.





I tu płynnie przechodzimy do kolejnego pytania …

Kiedy wracasz do pracy?

Moja droga… ja jestem w pracy 😊. Od rana do wieczora jestem w pracy, czasami łapię nadgodziny w środku nocy, tak, tak… mam szefa najbardziej kochanego i jednocześnie najmniej wyrozumiałego na świecie. Nie pracuję charytatywnie, ale nie zarabiam pieniędzy, jednak nie płacą mi „cennym doświadczeniem” tak jak Tobie, moją wypłatą jest miłość i uwierz, ma to nieocenioną wartość!
Każda mama jest codziennie w pracy, najtrudniejszej, najbardziej wymagającej i najbardziej nieprzewidywalnej. Każda mama ma szefa, który mówi mieszanką języka Chińskiego, Japońskiego i hinduskiego, w korpo masz ten plus, że znając angielski masz +100 do zajebistości.
Powrót do pracy na etacie, nie jest ławy, nie każda mama czeka na to jak na zbawienie, są mamy które chcą odchować dziecko do roku i wracają do pracy z naładowanymi bateriami i głową pełną optymizmu, a są takie które chcą zostać z dzieckiem możliwie jak najdłużej i ani jedna ani druga wersja mamy nie jest zła.
Poziom przywiązania mamy do dziecka, można zrozumieć dopiero jak ma się własne dziecko. Dla mnie oczywistym było, że jak Wiktoria skończy roczek, to pójdzie do żłobka a ja poszukam pracy. Nawet zgłosiłam ją do żłobka jak miała dwa tygodnie, by mieć cień szansy na to, że dostanie się do niego w 2017r. Szansy na dostanie się do żłobka nie ma, a ja nie mam serca oddać jej tam w tak młodym wieku. Jesteśmy ze sobą bardzo związane i myślę, że Wiktoria pójdzie do prywatnego przedszkola/żłobka ( na publiczne szans brak), ale bliżej 2 roku życia, a do tego czasu zajmę się nią najlepiej jak będę umiała.

Tak więc podsumowując, dziecko nie ogranicza, galimatias bobasowy da się ogarnąć, ale wymaga to czasu, jestem ciągle w pracy, a do takiej etatowej wrócę, jak będzie na to odpowiedni moment. Znajomi niestety się selekcjonują, jedni odchodzą z innymi więzi się zacieśniają, ale pamiętajcie, że czasami takie zmiany są potrzebne.

DZIECI SĄ BARDZO INSPIRUJĄCE!