Gdy rodzina powiększa się o dziecko, nagle naprawdę cała
poukładana rzeczywistość wywraca się na łeb, na szyję, do góry nogami i zaczyna
przez pewien czas żyć własnym życiem – tak jest i nie znam nikogo kto mając
dzieci, uważa inaczej.
Pamiętam pierwsze tygodnie z Wiktorią w domu, to była wielka
improwizacja, jadła kiedy chciała, spała kiedy chciała, kąpieli nie było
codziennie, a kanapy nie składaliśmy po spaniu bo całe nasze życie toczyło się
właśnie na niej...
Gdy Pan tata wrócił po dwóch tygodniach do pracy, miałam
jeszcze do pomocy mamę, jednak cały czas, z tyłu głowy wisiało nade mną widmo dnia,
w którym zostanę sama z Wiktorią i wtedy właśnie dotarło do mnie, że czas wziąć
się w garść.
Od tamtej pory ustalamy z Viki rytm dnia i dbamy o to by był
on w miarę stabilny i powtarzalny.
Co to oznacza? Może nie będę się rozpisywać nad tym, jak
było miesiąc, dwa, trzy wstecz bo to bez sensu. Napiszę, jak to wygląda
aktualnie, gdy Wiktoria za chwilę skończy 8 miesięcy (rany! Kiedy to
zleciało?!) a jej rytm dnia jest dosyć poukładany.
6:30/7:30 Pobudka. Przeważnie na mleko, zmianę pieluchy,
przytulasa i wspólne dogorywanie w łóżku.
8:00-9:30 Drzemka. Nie zawsze, choć przeważnie ma miejsce.
Wtedy i ja drzemię – bo co mam lepszego do roboty? Sen w życiu jest ważny! Ba!
Nawet bardzo ważny!
9:30 Pobudka 100%. Wstajemy, zmieniamy pieluchę, ściągamy
piżamy i zaczynamy dzień! 😊
10:00 Śniadanie. Wiktoria zjada już normalne pełne posiłki,
popijane mlekiem 😊
10:30-13:00 Zabawa. Wiktoria bawi się sama, a ja ogarniam
mieszkanie, biorę prysznic, przeglądam czeluści internetów, lub bawimy się
wspólnie.
13:00 Obiad.
13:20-15:30 Spacer lub drzemka. Zdarza się, że jest dłuższa
lub krótsza to zależy od dnia i nastroju. W czasie drzemki albo się lenię albo
robię obiad, lub ogarniam rzeczywistość.
15:30 Podwieczorek.
15:50 – 18:30/19:00 Zabawa.
18:30/19:00 Kolacja.
19:30/20:00 Kąpiel.
20:30/21:00 Mleko i spanie.
Tak to mniej więcej wygląda, oczywiście są dni, kiedy nasz
piękny plan wygląda inaczej, ale punkty kluczowe jak jedzenie i kąpiel mają
raczej swoje stałe miejsce w programie dnia.
Zaszczycam swoją obecnością różne fejsbukowe grupy dla mam,
to istna kopalnia „wiedzy” czasami można dowiedzieć się takich cudów, że
naprawdę niekiedy zbieram szczękę z podłogi. Ale do meritum, na tych oto
grupach widzę jak kobiety się żalą. Żalą się, że mąż/partner nie pomaga, że ona
nie ma czasu dla siebie, ale o tym, że często same sobie jesteśmy winne pisałam
TUTAJ, natomiast poza gorzkimi żalami wylewanymi w temacie tatusiów, są też
lamenty nad przyjaźniami, które to runęły z hukiem, zaraz po tym jak żaląca się
kobieta została mamą.
Dlaczego tak się dzieje? Czemu część
koleżanek/przyjaciółek/znajomych znika bez echa, gdy w naszym życiu pojawia się
dziecko? Takie pytania padają tam niemalże codziennie i wydaje mi się, że nie
ma na nie dobrej i jednoznacznej odpowiedzi. W naszym życiu są pewne punkty
zwrotne, które skutecznie oddzielają ziarno od plew, selekcjonując nam
znajomych wartościowych od tych, którzy tak naprawdę mieli nas zawsze
kompletnie w dupie. Nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić, tak jest, było i
będzie.
Zapewne nie jedna z Was słyszy klasyczne pytania: Daje Wam
pospać? Grzeczna/grzeczny jest? Oraz … Macie jeszcze jakieś życie?
I wiecie co? Ja nie mam problemu z tymi pytaniami, ktoś
pyta, ja odpowiadam – proste!
Viki daje pospać, a pytanie czy jest grzeczna to hmmm dziwne
pytanie. No bo jak 8 miesięczne dziecko może być grzeczne lub niegrzeczne? Ale
tłumacząc je na rozumowanie matek, wydaje mi się, że chodzi o to, czy dziecko
było marudne czy nie, więc zwykle odpowiadam, że Wiktoria była grzeczna
ponieważ przeważnie nie marudzi 😊.
Ostatnie pytanie zadają zwykle osoby, które dzieci nie mają.
Nie wiem, jak niektórzy sobie wyobrażają rzeczywistość z dzieckiem, ale muszę
poinformować, że nie taki diabeł straszny …
Życie mamy i to całkiem zajebiste! Serio. Ja nie wiem, co my
robiliśmy jak nie było Wiktorii. Ona nadaje sens i rytm każdego dnia, to
właśnie Wiktoria jest powodem do radości. Gdy chcemy gdzieś wyjść to przeważnie
zabieramy ją ze sobą i dla nas jest to mega super, całą ciążę rozmawialiśmy o
tym, że niedługo będziemy z tyłu wozili pasażera „na gapę” i słuchali piosenek
dla dzieci, tak chcieliśmy i dla nas to najfajniejsza wersja życia, jaką
mieliśmy do tej pory. Wieczorne wyjścia? Żaden problem, Wiktoria ma komplet
babć (dziadków też, ale jak wiadomo zwykle dziecko w domyśle zostawia się z
babcią) więc nie ma problemu by któraś z nich została z Wiktorią, gdy ona śpi a
nas naszła ochota na seans w kinie. Jedyne o co dbamy, to to by mała zasnęła
przy nas, tak jej jest chyba lepiej, bezpieczniej, łatwiej, a my nie zamierzamy
bez większego powodu jej tego zaburzać.
Dziecko ogranicza!
Tak! Najbardziej ogranicza znajomych! Bo to oni mają z tym największy
problem. Tak jak wyżej wspomniałam, dla mnie nie jest kłopotem wieczorne
wyjście i tak samo mogę się spotkać z przyjaciółkami jak i wyjść na randkę z
mężem, jednak przedział 18:00-20:30 jest dla mnie nie do ruszenia! W tych
godzinach nie wychodzę i kropka. To czas, kiedy moje dziecko potrzebuje się do
mnie przytulić, potrzebuje się wyciszyć i zasnąć i nie chce jej tego bez
potrzeby zabierać. Zdarza się, że jednak muszę wyjść, ale przeważnie jest to
wizyta u stomatologa, lekarza czy pilna sprawa do załatwienia, a nie wino z
kumpelami.
Jeśli ktoś kto nie ma dzieci, mówi mi, że dziecko mnie
ogranicza to w środku pomału zaczynam się we mnie gotować, ponieważ idąc tą
drogą to tego kogoś ogranicza jego praca, a właściwie szef. Bo kiedy ja mogę
wstać wtedy, kiedy budzi się mój szef, wyjść z domu w południe, kiedy nie ma
ludzi w parkach czy sklepach, zdrzemnąć się, kiedy mój szef drzemie to ktoś
inny musi siedzieć w korpo, pod błyszczącym pantoflem przełożonego i zasuwać na
jego nowy garnitur BOSSa.
I tu płynnie przechodzimy do kolejnego pytania …
Kiedy wracasz do pracy?
Moja droga… ja jestem w pracy 😊. Od rana do wieczora jestem w pracy, czasami
łapię nadgodziny w środku nocy, tak, tak… mam szefa najbardziej kochanego i
jednocześnie najmniej wyrozumiałego na świecie. Nie pracuję charytatywnie, ale
nie zarabiam pieniędzy, jednak nie płacą mi „cennym doświadczeniem” tak jak
Tobie, moją wypłatą jest miłość i uwierz, ma to nieocenioną wartość!
Każda mama jest codziennie w pracy, najtrudniejszej, najbardziej
wymagającej i najbardziej nieprzewidywalnej. Każda mama ma szefa, który mówi
mieszanką języka Chińskiego, Japońskiego i hinduskiego, w korpo masz ten plus,
że znając angielski masz +100 do zajebistości.
Powrót do pracy na etacie, nie jest ławy, nie każda mama
czeka na to jak na zbawienie, są mamy które chcą odchować dziecko do roku i
wracają do pracy z naładowanymi bateriami i głową pełną optymizmu, a są takie
które chcą zostać z dzieckiem możliwie jak najdłużej i ani jedna ani druga
wersja mamy nie jest zła.
Poziom przywiązania mamy do dziecka, można zrozumieć dopiero
jak ma się własne dziecko. Dla mnie oczywistym było, że jak Wiktoria skończy
roczek, to pójdzie do żłobka a ja poszukam pracy. Nawet zgłosiłam ją do żłobka
jak miała dwa tygodnie, by mieć cień szansy na to, że dostanie się do niego w
2017r. Szansy na dostanie się do żłobka nie ma, a ja nie mam serca oddać jej
tam w tak młodym wieku. Jesteśmy ze sobą bardzo związane i myślę, że Wiktoria
pójdzie do prywatnego przedszkola/żłobka ( na publiczne szans brak), ale bliżej 2 roku
życia, a do tego czasu zajmę się nią najlepiej jak będę umiała.
Tak więc podsumowując, dziecko nie ogranicza, galimatias
bobasowy da się ogarnąć, ale wymaga to czasu, jestem ciągle w pracy, a do takiej
etatowej wrócę, jak będzie na to odpowiedni moment. Znajomi niestety się selekcjonują,
jedni odchodzą z innymi więzi się zacieśniają, ale pamiętajcie, że czasami
takie zmiany są potrzebne.
DZIECI SĄ BARDZO INSPIRUJĄCE!