czwartek, 22 września 2016

#czarnyprostest

#czarnyprotest

28 listopada 2015, na teście ciążowym widzę dwie wyraźne kreski, nie mam nawet cienia wątpliwości – jestem w ciąży! Tak, jestem w ciąży i od tego momentu oboje z mężem zaczynamy się martwić o zdrowie i rozwój tego maleńkiego ziarenka. Z niecierpliwością czekamy na kolejne badania USG, a już najbardziej niecierpliwie wyglądamy pierwszego, najważniejszego USG pomiędzy 11 a 14 tygodniem ciąży. To właśnie wtedy dowiadujemy się o tym czy nasze dziecko rozwija się prawidłowo, a jeśli coś jest nie tak możemy podjąć leczenie lub... dokonać aborcji jeśli wady są na tyle duże, że dziecko nie będzie miało szans na przeżycie…



Nie jestem w stanie i nawet nie chcę próbować sobie wyobrazić jak ogromną tragedię muszą przeżywać rodzice, którzy dowiadują się że ich dziecko jest chore… chore na tyle, że nie przeżyje poza organizmem matki, albo dojdzie do poronienia wcześniej czy później… Nie chcę myśleć przed jak bardzo ciężkim i trudnym wyborem stają wtedy rodzice dziecka.

Będąc w ciąży usłyszałam o tej absurdalnej ustawie antyaborcyjnej … byłam wtedy po tym pierwszym najważniejszym badaniu i zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy osoby odpowiedzialne za rzucanie tak idiotycznego pomysłu jaką jest ustawa antyaborcyjna są w ogóle w stanie sobie wyobrazić jak ciężko jest podjąć kobiecie decyzję o usunięciu ciąży? Bo mam wrażenie, że w ich odczuciu to bułka z masłem… A mnie się wydaje, że to jest naprawdę dramat.

Dlaczego więc taka kobieta ma się spotkać z jeszcze większym dramatem braku wyboru?! Dlaczego jakiś koleś pod krawatem zasiadający w sejmie ma mieć prawo do podjęcia decyzji za nią?! Dlaczego nagle cofamy się do średniowiecza i w tak ważne rzeczy mieszamy kwestie religijne? Czemu ksiądz, który z założenia dzieci mieć nie będzie (choć są wyjątki od tej reguły) ma prawo wygłaszać z ambony kazanie na temat aborcji i opowiadać farmazony o tym, że to jest życie, a kobieta decydująca się na aborcję to morderczyni?!
A co z kobietami, które zaszły w ciążę ale ta zagraża ich życiu? Czy wtedy życia nie należy chronić?
Co z tymi kobietami które są ofiarami gwałtu? Wtedy też należy jej kazać nosić 9 miesięcy „pamiątkę” po tym wydarzeniu?

Pomijam oczywiście patologiczne przypadki, gdzie na lekcje z przygotowania do życia w rodzinie chodzić się nie chciało i nie do końca świta w głowie znacznie pojęcia antykoncepcja… ale dla dzieci poczętych w takich rodzinach też czasem lepiej by było gdyby na świat nie przyszły, niż żeby potem ktoś się nad nimi znęcał.

Wracając jeszcze na chwilę do tematu chorób i wad wykrytych w czasie ciąży, wolontariusze „kościelni” oraz księża i siostry opowiadają o cudowności jaką jest życie dziecka i tu się z nimi zgadzam. Jednak w momencie gdy rozmawiamy o dziecku chorym, to do tej całej cudowności dochodzą jeszcze przeogromne kwoty jakie rodzice muszą wydać na leczenie, aby ocalić życie swojego dziecka. 
Nie ma dnia, bym nie widziała na swoim facebook'u kolejnych próśb o wsparcie finansowe na leczenie chorego malucha … serce się kraje, a co robi w tym czasie kościół, który tak głośno krzyczy o ochronie życia? Czy pomoże finansowo rodzicom, którzy chcą ratować swoje dziecko? Nie. Przedstawiciele kościoła poklepią takich zrozpaczonych rodziców po ramieniu ,mówiąc „Będę się modlił za Was” – spoko, dzięki.

Może niech Ci wszyscy obrońcy życia, zajmą się już narodzonymi dziećmi, tymi które są nieszczęśliwe w rodzinach patologicznych, tymi które nie mają co jeść, tymi które są chore i chcą żyć, tymi które są cholernie samotne w domach dziecka, a te które są w brzuchach matek niech zostawią w świętym spokoju.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz