Chyba nie ma kobiety, która będąc w ciąży na samą myśl o
porodzie nie czuje przerażenia. Poród raczej do przyjemności nie należy, a
dodatkowo z każdej strony bombardowane jesteśmy informacjami jak ogromny jest
to ból i jak bardzo trzeba się namęczyć by móc poczuć w ramionach swój
największy skarb.
Jest sposób na to, by do porodu się przygotować!
Szkoła rodzenia!
Uczęszczasz na zajęcia do szkoły rodzenia raz w tygodniu
przez około półtora do dwóch miesięcy. Zasięgasz wiedzy od doświadczonej
położnej. Masz zajęcia z fizjoterapeutką, położną laktacyjną, przychodzi
przedstawiciel z Banku komórek macierzystych, masz zajęcia z psychologiem który
opowiada o Baby Blues… Słuchasz o tym, jak karmić, jak przewijać, jak kąpać,
dowiadujesz się kiedy „już” to faktycznie już… I po tych 8 tygodniach jesteś
faktycznie gotowa do porodu! ;)
Byłoby miło…
Rzeczywistość jest niestety nieco inna.
Uczęszczaliśmy do szkoły rodzenia w Szpitalu na ul.Karowej w
Warszawie i naprawdę super wspominam te 8 spotkań! Przez ten cały okres
szykowałam się do porodu siłami natury, słuchałam o skurczach, o łagodzeniu
bólu itp. Na początku byłam przerażona, ale z każdym kolejnym spotkaniem czułam
się bardziej gotowa do tego co wydarzy się w dniu porodu. Niestety, albo stety
nie jestem w stanie stwierdzić, czy wiedza jaką gromadziliśmy oboje na
zajęciach, byłaby jakkolwiek pomocna podczas tej drogi przez mękę, jaką jest
poród, ponieważ na około miesiąc przed terminem okazało się, że muszę mieć
cesarskie cięcie!
Nie była to absolutnie moja fanaberia, wygoda czy strach
przed bólem, po prostu mogłabym na jakiś czas stracić częściowo wzrok w jednym
oku jeśli rodziłabym naturalnie.
Nie obyło się bez łez rozczarowania, bo przecież matki które
rodzą naturalnie to bohaterki, a te cesarzowe to wrzuca się wszystkie do
jednego wora z napisem „Wygodnickie”. Człowiek przez całą ciążę się nasłucha
jak to poród naturalny wspaniale wpływa na dziecko, jak rewelacyjnie szybko
dochodzi się potem do siebie, jak świetnie rusza laktacja itp. I nagle to
wszystko przestało mnie dotyczyć… Byłam zła na siebie i w sumie do dziś nie
wiem dlaczego.
Wracając do meritum – nie wiem czym są skurcze ani ból
porodowy, tym samym nie mam pojęcia czy rady udzielane w szkołach rodzenia
faktycznie działają. Wiem natomiast że to co usłyszałam o cc podczas zajęć,
miało dość duże pokrycie w rzeczywistości, dzięki czemu mogłam z większym
spokojem przechodzić kolejne etapy porodu przez cesarskie cięcie.
Karmienie
Kolejny punkt, który maglowany jest w szkole rodzenia. Pani
położna przynosi pluszowego cycka, a właściwie to kilka rodzajów pluszowych
cycków i na tychże cyckach pokazuje jak karmić dziecko. Chwyt kanapkowy,
pozycja klasyczna i ciach! Noworodek przyssany. Otóż NIE! To tak nie działa.
Wiktorię udało mi się nakarmić w szpitalu może kilka razy,
było to okupione łzami i poczuciem, że do dupy ze mnie matka bo mam mało
pokarmu, bo nie potrafię jej przystawić do piersi, bo mała jest głodna …
Laktacja na dobre ruszyła, gdy się uspokoiłam i wyciszyłam w
zaciszu domowym, wtedy też po dwóch dniach udało mi się odciągnąć laktatorem
taką ilość pokarmu, by mała spokojnie mogła złapać pierś i to wtedy znalazłam
najwygodniejszą dla nas pozycję do karmienia.
Rady ze Szkoły rodzenia owszem, były przydatne,
jednak na sucho pływać się nie nauczymy i tak samo jest z karmieniem ;).
Baby blues
Zajęcia z psychologiem trwały około 2 godziny, większość
ziewała bo jak wiadomo psycholog z natury flegmatycznym bywa, jednak udało się
wyłuskać z tego wykładu parę cennych informacji. Dowiedzieliśmy się jak
postępować z partnerem po narodzinach dziecka, jak opędzić się od „dobrych
rad”, panowie dowiedzieli się jak nas wspierać po porodzie i że comiesięczny
PMS to przy poporodowej lawinie hormonów pikuś ;).
Jeśli chodzi o zajęcia z fizjoterapeutką, to szczerze mówiąc
średnio do mnie przemówiły … Być może dlatego, że miałam wrażenie jakby Pani
prowadząca była niezadowolona z konieczności współpracy z nami. Z jednej strony
pokazywała nam jak Panowie powinni nas masować podczas porodu, żeby złagodzić
ból a z drugiej nawet nie sprawdziła czy owy masaż jest właściwie wykonywany i czy nasz partner nie ugniata nas jak ciasta na pierogi.
Tak więc podsumowując, nie da się „nauczyć” jak urodzić i
zajmować się noworodkiem, a już na pewno nie w 8 tygodni ;). Niemniej jednak
uważam, że każdy kto po raz pierwszy szykuje się do bycia rodzicem, powinien ze szkoły
rodzenia skorzystać.
Dzięki zajęciom na które uczęszczaliśmy z moim mężem, byłam
psychicznie zdecydowanie lepiej przygotowana na pewne rzeczy niż mamy które na zajęcia nie uczęszczały, wiele już
wiedziałam.
Na pewno ogromnym plusem było to, że uczęszczaliśmy do szkoły
rodzenia mieszczącej się w szpitalu w którym planowaliśmy poród, w związku z
czym wiedziałam jak wygląda opieka, sale pooperacyjne, sale poporodowe itp.
Wiedziałam co ze sobą zabrać, znałam odpowiedź na wiele nurtujących mnie/nas
pytań, krótko mówiąc wiedziałam mniej więcej co mnie czeka.
Szczerze polecam uczęszczanie do szkoły rodzenia, jednak radzę podejść do tego
z dystansem i pełną świadomością, że i tak wszystko wyjdzie w praniu :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz