Gdy podejmujesz decyzję o karmieniu piersią, od razu z automatu zaczynasz
zgłębiać temat o tym, jak cudowny napój Bogów będzie płynąć z Twoich piersi, jak
rewelacyjny wpływ będzie miał na Twoje dziecko i co zrobić by rzeczony napój
płynąć zaczął i nagle nie przestał.
Też owy temat zaczęłam zgłębiać. Przebywając po porodzie w szpitalu
karmienie piersią krótko mówiąc nie szło mi najlepiej... właściwie w ogóle nie
szło... Wiki głodna, brodawki poranione, piersi nabrzmiałe a ja byłam zapłakana
i coraz bardziej zdesperowana ... tak to właśnie wyglądało. Zdecydowałam się na
dokarmienie malucha bo obie byłyśmy tą sytuacją wykończone, a panujący na sali
zaduch i upał dodatkowo to potęgowały.
Próbowałam małą przystawiać, przyszła położna laktacyjna, jednak wszystko z
marnym skutkiem i tak jak już pisałam parę postów wcześniej - czułam, że zacznę
karmić piersią jak się odprężę, jak znajdę się w domu. Podczas pobytu w
szpitalu miałam stały dostęp do mleka Bebilon1, a że jest to mleko jedno z
najlepszych jakie są dostępne na rynku, to nie czułam, że robię krzywdę mojemu
dziecku, jednak wciąż chciałam znaleźć "złotą radę" na to by dawać
cycka, a nie mieszankę.
Trafiłam na fejsbukową grupę „Karmienie piersią :)”, myślałam że znajdę tam wsparcie, że
trafię na inne mamy z takim samym problem jak mój, że znajdę tam osoby, które
karmią w sposób mieszany … Mój błąd, że na telefonie nie doczytałam regulaminu
…
Co raz wyświetlały mi się posty ze zdjęciami ze szpitali, gdzie widać mamę
i przystawionego do piersi noworodka i wszystko byłoby ok, gdyby nie opis
zdjęcia …
„Drogie mamy, walczymy, nie poddajemy się, od wczoraj nie możemy się
nakarmić, mały za płytko chwyta brodawkę L ale nie zgadzamy się na butelkę, doradźcie co robić?”
Ja nie krytykuję, nie oceniam, staram się nie udzielać …, ale jak czytam,
że od 2 dni dziecko nie jadło, a mama z dumą dziękuje za opcje dokarmienia to
czegoś nie rozumiem…, ale o dziwo spotyka się to z aprobatą!
Na tej grupie panuje zakaz proponowania smoczków czy mleka modyfikowanego, butelki
nawet z maminym mlekiem też nie są zbyt mile widziane… jeśli mama tylko zapyta
czy może powinna dokarmić, to od razu spada na nią niewyobrażalnie ogromna fala
krytyki i hejtu. Dziecko płacze? Cycek. Chce jeść? Cycek. Jest usypianie?
Cycek. Nie może się najeść? Cycek!
A potem jest kolejny lament, pod hasłem „Od wyjścia ze szpitala minęło 5
dni, a waga dziecka spadła o 300g… co mam robić?”
Nie rozumiem dlaczego mleko modyfikowane traktowane jest na takiej grupie,
jako grzech, wygoda, lenistwo? Czy to, że świadomie nie pozwalam na to, żeby
moje dziecko płakało z głodu to coś złego?
Wyobraźmy sobie sytuację, że jest pora obiadu, przed nami ktoś stawia
talerz, gdzie na dnie jest dosłownie 10 mililitrów zupy i każe nam się tym
najeść wspierając słowami „Dasz radę!” „Nie podjadaj później”. Siłą woli
talerza nie napełnimy, a pustą łyżką najeść się nie da.
Fajnie? Niefajnie.
Ostatnio przeżywałam kryzys laktacyjny, który wbrew wszelkim internetowym
teoriom nie trwał maksymalnie tydzień, a dwa tygodnie. Popadłam w chwilową
paranoję, chaotycznie szukałam rad co zrobić by pokarmu było więcej, szukałam
nawet inspiracji na tej fejsbukowej grupie … jednak po chwili poczułam się jak
matka gorszego sortu, wygodnicka panienka z pudełkiem mleka modyfikowanego –
tak na wszelki wypadek. Wiki szczególnie wieczorami potwornie złościła się na
cycka, nie wiem czy nie leciało nic, czy może leciało bardzo niewiele, bądź co
bądź moje dziecko było głodne, a ja się na to nie godzę.
I w tym momencie wjechała butelka z Bebilonem, całe 120 mililitrów białego
szczęścia! Żebyście mogli zobaczyć błogość i ten uśmiech na buzi Wiktorii, gdy
z łatwością się najadła do syta <3. Jednak wiadomo, cycek najwygodniejszy,
zawsze pod ręką, zawsze stała temperatura i przynajmniej w teorii –
nielimitowana ilość. Postanowiłam powalczyć z moim organizmem i wygrać walkę z
kryzysem.
Z pomocą przyszedł mi mój ukochany i niezawodny laktator Lovi Prolactis (który
polecę każdemu z czystym sumieniem), wisiałam na nim za każdym razem jak
wypadała pora karmienia Wiki, cycki miały aerobik metodą 7-5-3 i … maszyna
ruszyła! Laktacja wróciła! 1-0 dla mnie.
Karmienie piersią, to dla mnie przyjemność, czuję się wtedy potrzebna
małej, niezastąpiona, to nasza chwila, uczucie ogromnej bliskości. Jednak mimo
tego, nie rozumiem co ma na celu tak bezgraniczne zafiksowanie się na karmienie
piersią. Dlaczego takie mamy, dają sobie prawo do okrutnego czasami,
krytykowania innych mam, które decydują się na dokarmianie, podawanie butelki z
własnym mlekiem, czy dawanie smoczka? Mamy XXI wiek, szeroką gamę smoczków i
butelek, już chyba każdy producent wypuścił na rynek butelkę ze smoczkiem nie
zaburzającym odruchu ssania, nie róbmy z tego najgorszego zła.
Ja rozumiem, że są plemiona gdzieś hen daleko w jakiejś dżungli, gdzie
dziecko wisi na cycku latami i dzika mama nie ma problemów z laktacją, jednak
my nie żyjemy w dżungli, a ta dzika mama nie ma dostępu do szpitala, badań usg, obstawiam
nawet że, w życiu nie słyszała o kimś takim jak ginekolog.
Może nie warto być aż tak eko, sięgać tak głęboko do poprzednich epok i
czasami skorzystać z tego co dają nam obecne możliwości?
A jeśli nam się to nie podoba, to chociaż nie oceniajmy innych i nie
wywierajmy na nich presji, nie mówmy, że mama która dokarmia jest zła, wygodna
czy leniwa. Mama która dokarmia to tak samo troskliwa i opiekuńcza osoba, jak
ta która pozwala swojemu dziecku być non stop przy piersi, a złą mamą możemy
nazwać tę, która świadomie głodzi swoje dziecko. Przekonałam się, że ta
fejsbukowa grupa to jakaś „sekta”, nie znalazłam tam żadnej porady, a wszystko
co pomogło mi w „rozkręceniu” laktacji i nie zagłodzeniu mojego dziecka jest
tam traktowane jak zło najgorsze z najgorszych.
Tutaj Wiktoria chwilę po karmieniu ;)
Ja się z tej „sekty” wypisuję, nie dla mnie takie skrajności.
A jakie jest Wasze zdanie? Karmicie piersią za wszelką cenę czy czasami się wspomagacie mieszanką w krytycznych momentach?