Przyszło nam żyć w dość dziwnych czasach. Czasach, gdzie
nagość sprzedaje się rewelacyjnie, a cycki klikają się świetnie. Naprawdę
nagością w tej chwili można zareklamować absolutnie wszystko i nie zdziwi mnie
fakt, gdy pewnego dnia na billboardzie z Pampersami ujrzę wydekoltowaną, dajmy
na to Joannę Krupę. Kobiecy biust klika się lepiej niż biedne pieski, widać to
chociażby na Instagramie, który aż wrze od kolejnych zdjęć dziewczyn z #boobs.
I tu wszystko jest w porządku, nikt nie krzywi nosa na widok czegoś takiego,
nikogo nie obrzydza golusieńka Pani zerkająca na nas z billboardu przy
ekspresówce, gdzie przez nią panowanie nad pojazdem stracić można, a wyniku
tego i życie.
W kiosku tzn. pardon! W salonie prasowym (teraz kiosków już
nie ma) tuż obok prasy dla mam znajduje się CKM i Playboy, zdawać by się mogło,
że i tu na okładce cycki i tu cycki. Otóż nie, moi drodzy! CKMowo-Playboywe
cycki, to cycki z górnej półki, cycki lepszego sortu, cycki nieobrzydliwki,
natomiast te z okładki „Mamo to ja” czy innej prasy tego typu, to te gorsze
cycki, te na które nie można patrzeć, bo oczy wypali …
I tym długim wstępem witam się z Wami i zapraszam na wpis,
który powstał po tym jak przeczytałam, iż do restauracji powinien zostać wprowadzony zakaz wstępu dla dzieci ... i szlag jasny mnie trafił!
Rzecz rozchodzi się o to, że dzieci hałasują, brudzą i …
jedzą mleko z piersi matki! I o ile jestem w stanie zrozumieć, że niektórzy
rodzice w dupie mają, że ich brzdąc za chwile rozleje pomidorową na czyjąś
głowę albo rozwali cudze bębenki swoim piskiem i kogoś ta sytuacja
najzwyczajniej w świecie może wkurzać, to za cholerę nie mogę pojąć tematu
karmienia piersią.
Rzeczą oczywistą dla mnie jest fakt, że podczas karmienia
staram się osłonić pieluszką, po pierwsze by cudze (głównie męskie) oczy nie
wgapiały się w moją pierś i po drugie, by nikogo ten widok nie gorszył i po
trzecie by moje dziecko mogło się skupić – choć ten powód powinien zająć jednak
pierwsze miejsce. Jednak nie wszystkie kobiety się zasłaniają i tutaj uważam,
że powinny zastanowić się nad tym czy karmienie nie jest na tyle intymne, że
wymaga prywatności i czy ich biust jest faktycznie wart uwagi wszystkich osób
siedzących w restauracji- ale to pozostawiam każdemu do indywidualnej oceny.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego ktoś uważa, że karmienie
dziecka jest obrzydliwe? Szczególnie gdy mama z maluszkiem jest zasłonięta? A
nie jest obrzydliwe to w jaki sposób ten ktoś je? Że prawdopodobnie spaghetti
zwisa mu z ust, a resztka kremu ze szparagów cieknie po brodzie?
Karmienie piersią jest naturalne, wszystkie ssaki żywią się
w ten sposób…. Dlaczego ktoś daje sobie prawo do tego, by móc nakazać mojemu
dziecku jedzenie w toalecie? Może niech ta osoba, weźmie swoje wykwintne danie,
zasiądzie na tronie w komnacie z napisem WC i zje je ze smakiem?
Tu nie chodzi o to, czy ktoś ma dzieci czy ich nie ma, czy
chce je mieć czy nie. Tu chodzi o empatię, o zrozumienie, o to że każdy z nas
był kiedyś dzieckiem i znaczna większość z nas ssała rzeczoną maminą pierś.
Psom i dzieciom wstęp wzbroniony
Od narodzin Viki, chodzimy właściwie co weekend na rodzinny
obiad do restauracji. Nie dla tego, że muszę koniecznie gdzieś bywać, po prosu
weekend to czas, gdy #TataNaMedal jest w domu i zwykle wychodzimy na wspólny
spacer, a po spacerze przysiadamy w knajpie na wspólny obiad. Ludzka rzecz.
I
teraz ktoś twierdzi, że powinny być restauracje, do których z dzieckiem wejść nie można i takie do których z dzieckiem wejść można. Przepraszam, ale dla mnie
jest to co najmniej dziwne. Bo niby jakie ta zasada ma mieć kryteria? Kogo
uznamy za jeszcze dziecko, a kogo już nie?
Rozumiem chęć spędzenia romantycznego wieczoru, we dwoje, z
partnerem, przy blasku świec, trzymając się za ręce i tu się zgodzę, że nocą
dziecko w knajpie to coś co nie powinno mieć miejsca. Nie mam na myśli tego, że
dziecko zakłuci komuś przełykanie małży Św. Jakuba, mam na myśli jedynie to, że
spokój tego dziecka będzie stanowczo zakłócony – wieczór to pora spania, a nie
bywania w restauracjach z rodzicami.
Płacz dziecka Cię drażni?
A Ty byłeś dzieckiem? Czy może sprytnie pominąłeś ten etap w
życiu? Czasami mam wrażenie, że niektórym to się zapomniało, że też pili mleko,
jedli rękami, krzyczeli, płakali, biegali … Tak jakby mieli nieodparte
przekonanie o swojej zajebistości od samego początku istnienia.
Każdy się
śmieje, jak stara baba jęczy, wzdycha, ćmuka… Bo a to miejsca w autobusie nie
ustąpiłeś, a to muzyki za głośno słuchasz, a to zbyt doniośle przez telefon
rozmawiasz … I narzekanie na te stare babcie jest ok i Twoje zachowanie też
jest w porządku i nagle przeszkadza Ci dziecko… Jestem w szoku!
Widzisz pogodę za oknem? Od kilku dni jest beznadziejnie,
nie wkurza Cię to? Nie narzekasz, że znów nie mogłaś założyć swoich nowych
balerinek, tylko kalosze? Nie drażni Cię przeszywający ból głowy? Nie mówisz „K***a!
Gdzie ta wiosna?!” …mówisz i doskonale o tym oboje wiemy. Dziecko nie rzuci
sobie soczystym przekleństwem w powietrze, dziecko będzie jęczeć, płakać… tulić
się do rodziców.
Zastanawiasz się nad tym, czy kogoś kto siedzi za Twoimi plecami
nie irytuje Twoje narzekanie? A może za głośno rozmawiasz? Zbyt głośną salwą
śmiechu wybuchasz? Zastanów się nad tym.
Spotkałam się jakiś czas temu z opinią, że matki z wózkami
powinny mieć zakaz wstępu do komunikacji miejskiej, bo CZŁOWIEK PO PRACY CHCE
ODPOCZĄĆ! Serio?
Ja proponuję w ogóle te dzieci zamknąć w dźwiękoszczelnej
klatce i wtedy będzie super.
Psom i dzieciom wstęp wzbroniony
Wiecie, to jest trochę tak, że ja nie zawsze rozumiem zakaz
wstępu dla ludzi z psami … ale ja jestem totalną psiarą więc w tym konkretnym
przypadku mogę nie być obiektywna. Jednak nie psów problem dotyczy, a dzieci.
Dziecko kochani to nie piesek, że zostawimy go przed wejściem i zrobimy zakupy
w sklepie. Dziecko nie zostanie w domu, w swoim łóżeczku, kiedy my będziemy
jeść obiad na mieście. Dziecko podobnie do psa, jest członkiem rodziny, ale
jest także ludzką istotą i to pozwala mu na przebywanie w każdym miejscu
dozwolonym dla ludzi. Dziecko nie ma przycisku on/off ani nawet stand by … Dziecko
jest aktywne cały czas i to chyba rozumie każdy rodzic.
Uważam, że kultury uczymy dziecko od samego początku,
zachowanie w towarzystwie to też nie jest łatwa sprawa, a gdzie się tego
nauczyć jak nie wśród ludzi? Podkreślam, chodzi mi o uczenie dziecka zachowania, a nie o to by świadomie przeszkadzające innym dziecko mieć w dupie.
Zakaz wprowadzania dzieci do restauracji jest dla mnie
totalnie beznadziejny i wiem, że niektórzy się tu na mnie oburzą. Równie dobrze
można zakazać wstępu ludziom upośledzonym, chorym i np. rudym, bo tak!
Mam nadzieję, że taki zakaz nigdy nie wjedzie w życie, a
jeśli już to od konkretnej godziny, dajmy na to od 20:00, bo to faktycznie pora
patrzenia sobie w oczy przy blasku świec i być może ktoś kto tego wieczora
planował zmajstrować bobasa, wystraszy się płaczu, marudzenia lub widoku
kobiecej piersi i nasza populacja zacznie zmierzać ku końcowi.
Odnoszę wrażenie, że dzieci kiedyś przeszkadzały tylko
starym, wrednym babom…. Dziś przeszkadzają nawet młodym ludziom. Matka z
dzieckiem jest przeszkodą, na którą reaguje się ciężkim westchnięciem… mało
który mężczyzna pomoże wnieść wózek po schodach czy wprowadzić go do autobusu,
o kobietach nie wspomnę.
Czy dzieci są już passe?
Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?