środa, 23 listopada 2016

5 najczęściej popełnianych grzechów fotelikowych

Do stworzenia tego wpisu zainspirowało mnie pewnie zdjęcie, którego niestety nie mogę Wam przedstawić. Zdjęcie zobaczyłam na profilu jednej z Pań należących do pewnej mamowej grupy na facebooku. Jedna z mam zapytała o fotelik polecany od 9 do 18kg. Montowany tyłem, pod postem wywołana została burza z piorunami, że po co tyłem, że można przodem, że kiedyś jeździliśmy bez fotelików, że wydanie 1000 zł na taki „gadżet” to przerost formy nad treścią itp. 

Jedna z mam szczerze poleciła fotelik z supermarketu … twierdząc, że ona jeździ blisko i taki jej wystarcza …. Z czystej ciekawości zajrzałam na profil tej Pani, by zobaczyć, ten rewelacyjny fotelik i co prawda zdjęcia z takim fotelikiem nie znalazłam, ale to co zobaczyłam powaliło mnie totalnie i aż zaniemówiłam.

Wyobraźcie sobie sytuację, w której z radością montujecie fotelik – nosidełko dla niemowląt przodem do kierunku jazdy i jeszcze wrzucacie zdjęcie na fejsa by pochwalić się jak fajnie Wam się podróżuje! Wyobraziliście sobie? Ja nawet nie byłam w stanie, ale zobaczyłam taki właśnie obrazek na własne oczy na profilu tej Pani. I to nie był jeden fotelik-nosidełko tylko dwa, z dwójką dzieci! Jak zostały przewleczone pasy bezpieczeństwa? A normalnie, tak samo jak my, dorośli się w nie zapinamy.
Uznam ten przypadek za jakąś mega wyjątkową anomalię, jednak jeśli któreś z Was w ten sposób montuje nosidełko to nie przyznawajcie się do tego, tylko szybko zmieńcie to ustawienie na właściwe.

A więc poza jakimiś dziwactwami jakie są te najczęściej popełniane grzechy?



1.      

      Niewłaściwy zakup czyli Skorupki z zestawu 3w1

Większość (o ile nie wszystkie) firm produkujących wózki dla dzieci, oferuje opcję zestawów 3w1, gdzie mamy gondolę, spacerówkę i nosidełko – z zestawu lub za dopłatą, nosidełko lepszej firmy plus adaptery do wpinania nosidełka w stelaż.
Nosidełka z zestawów, często są bardzo lekkie, poręczne no i przede wszystkim w kolorze naszego wózka, a więc pasują idealnie. Niestety takie foteliki przeważnie nigdy nie słyszały o żadnych crushtestach, nie posiadają atestów, czyli nie mają potwierdzonego bezpieczeństwa dla dziecka.
Wybierając wózek dla Wiktorii, wiedzieliśmy od samego początku, że za skorupkę z zestawu podziękujemy i kupimy fotelik innego producenta. Postawiliśmy na MaxiCosi Pebble Plus, fotelik jest bardzo ciężki, ale Wiki siedzi w nim w prawidłowej pozycji, a jej główka jest właściwie podtrzymana i nie kiwa się na boki w czasie jazdy.
Faktem jest, że skorupki z zestawów są często wliczone w cenę, lub za niewielką dopłatą, natomiast za fotelik wiodących producentów musimy dorzucić przynajmniej ok 500zł. Jeśli jakiegoś rodzica nie stać na taki wydatek to oczywistą rzeczą jest, że lepiej jeśli zdecydują się na fotelik z zestawu a niżeli będą przewozić dziecko bez żadnego zabezpieczenia.

Zapinanie pasów na kurtkę/kombinezon

Sami ten błąd popełnialiśmy, po prostu zapomnieliśmy o fakcie, że nawet dorosła osoba powinna zimą zdjać puchową kurtkę podczas jazdy autem. Pasy zapięte na kurtkę, nie przylegają we właściwy sposób do ciała, przez co w razie wypadku dziecko może wysunąć się z pasów i wypaść z fotelika z ogromną siłą. Producenci na szczęście wychodzą nam naprzeciw i dzięki temu możemy nabyć ciepły śpiworek do fotelika, zamiast kurtki, a taki śpiworek ma wycięcie na pasy dzięki czemu dziecko jest bezpieczne i na pewno nie zmarznie.

 Niewłaściwe montowanie fotelika

Za luźno ściągnięte pasy bezpieczeństwa nie trzymają we właściwy sposób fotelika. Jeśli nie posiadamy bazy isofix, powinniśmy maksymalnie ściągnąć pasy i mocno dopchnąć fotelik do kanapy, tak by trudno było go poruszyć. Fotelik powinien być zamontowany najlepiej na środku tylnej kanapy, systemem isofix, lub trzypunktowymi pasami bezpieczeństwa. Jeżeli jednak nie posiadamy takiego miejsca w aucie, to najlepiej jak fotelik zamontujemy z tyłu za pasażerem.

 Położony pałąk

Często podczas jazdy rodzice kładą pałąk, który z pozoru służy jedynie do przenoszenia fotelika. Tymczasem jest on stworzony głównie do tego by chronić naszego malucha na wypadek np. dachowania. Tak więc pałąk musi być zawsze postawiony, chyba że producent fotelika zaleca inaczej.

 Za słabo naciągnięte pasy w foteliku

Podobno to jeden z najczęściej popełnianych błędów. Rodzice w trosce o wygodę malucha bardzo lekko ściągają pasy tak, by te nie powodowały żadnego dyskomfortu. Niestety, pasy powinny być maksymalnie naciągnięte, tak by nie dało się ich uszczypnąć dwoma palcami.



Wydaje mi się, że wymieniłam 5 najczęściej popełnianych przez rodziców grzeszków. Mam nadzieję, że post będzie przydatny, że każdy zastanowi się, czy przypadkiem któryś z błędów nie jest nieświadomie przez niego popełniany.


A może macie coś, co można dorzucić do tej listy?

wtorek, 15 listopada 2016

Tulik - kontrowersyjny czy godny polecenia gadżet?

Gadżet, który Wam dzisiaj zaprezentuję jedni kochają a inni uważają za dziwactwo. Przyznam szczerze, że sama gdy go pierwszy raz zobaczyłam, to złapałam się za głowę i przecierałam oczy z niedowierzania! No bo jak tak można? Dziecko wcisnąć w jakiś kawałek materiału. W którym nie będzie mogło ruszać rączkami? Toż to barbarzyństwo najwyższej klasy!

Wtedy nie miałam zielonego pojęcia o tym, że dziecko po prostu lubi jak jest mu ciasno, czuje się wtedy bezpiecznie, dokładnie tak jak w brzuchu mamy przez 9 miesięcy.

Pewnego dnia gdy byłam jeszcze w ciąży, mój mąż wyszedł z propozycją zakupienia otulacza dla naszej córeczki. Zgłębiliśmy temat, poczytaliśmy opinie, przejrzeliśmy różne marki zajmujące się produkcją otulaczy i tak oto wybraliśmy markę Tulik!



Dlaczego wybraliśmy akurat Tulik?

- ma osłonkę na zamek błyskawiczny, dzięki czemu dziecko nie zrobi sobie krzywdy w szyjkę,
- posiada antyalergiczne wykończenie
- jest elastyczny
- łatwy w obsłudze dzięki podwójnemu zamkowi błyskawicznemu
- produkowany w Europie
- zapewnia dziecku odpowiednią temperaturę
- przyjemny dla oka dizajn ;)



Po co w ogóle jest Tulik?

Na pewno kojarzycie stare filmy, gdzie pokazywane są sale z noworodkami wyglądającymi jak małe urocze robaczki. Noworodki na starych filmach są dosyć mocno owinięte materiałem. Tulik to taki właśnie odpowiednik „betów” z dawnych lat ;).



Zapewne każdy z Was słyszał o odruchu Moro. Sama raz na jakiś czas, podczas zasypiania odczuwam takie jakby spadanie w dół i wybudzam się z odruchem „ratowania”. To samo ma wiele małych dzieci. Tulik idealne zapobiega temu odruchowi i powoduje, że maluch się nie wybudza, dzięki czemu wszyscy mogą się z powodzeniem wyspać.

Drugą i myślę, że główną sytuacją w jakiej tulik sprawdzi się rewelacyjne są będące zmorą wielu rodziców kolki. Wiktoria na całe szczęście kolek nie miała i nie ma, więc nie opiszę Wam na własnym przykładzie sprawdzalności Tulika pod tym kątem. Jednak wielu moich znajomych, borykających się z problem kolek, korzysta lub korzystało z otulacza i szczerze chwalą sobie takie rozwiązanie. Tulik jest wąziutki w brzuszku, dzięki czemu maleństwo się uspokaja a kolka ustępuje.

Kwestia bezpieczeństwa, to kolejny aspekt dla którego warto wybrać Tulik dla swojego dziecka. Chroni on nasze maleństwo przed śmiercią łóżeczkową, ponieważ przede wszystkim wymusza prawidłową pozycję spania, powoduje, że temperatura ciała dziecka jest prawidłowa i nie grozi mu przegrzanie, dziecko nie ma szans nakryć sobie buzi luźną kołderką czy kocykiem.



Nasza Wiktoria od pierwszych dni po wyjściu ze szpitala korzysta z Tulika. Myślę, że to między innymi jego zasługa, że od 20:00 do 5:00 śpi bez przerwy <3. 

Ostatnio Wiki nauczyła zasypiać się leżąc z nami na łóżku, wcześniej wymagała noszenia i „cichania”. Teraz wystarczy „zapakować” ją w tulik, włączyć Szumisia, przytulić bąbla i po 20 minutach śpi jak suseł J.

Czy poleciłabym Tulik? 

Jak najbardziej! To znakomite rozwiązanie dla rodziców którzy cenią sobie  spokojny sen zarówno dziecka jak i swój. Gdy Wiktoria wyrośnie ze swojego Tulika, który jest przewidziany do 6,3kg. (obecnie mała wazy 5,1 kg.) lub zacznie obracać się na brzuszek,  to planujemy zaopatrzyć się w wersję Tulika z możliwością uwolnienia rączek.


Szczerze polecam zakup Tulika! To spokojny sen dziecka i rodziców, bezpieczeństwo, i rewelacyjny design za przystępną cenę!

czwartek, 3 listopada 2016

Czasami same sobie jesteśmy winne ...

Ciągle w Internecie natykam, się na posty i artykuły o tym jak to nasi wspaniali panowie, nie pomagają nam w domu i przy dzieciach. My kobiety, nie lubimy być oceniane przez pryzmat stereotypów, a same w ten sposób, z łatwością szufladkujemy mężczyzn. Gdzie się nie obejrzę, tam czytam historie zmęczonych kobiet, które stały się kurami domowymi, a ich mężowie po powrocie z pracy nie robią kompletnie NIC.

Wydaje mi się, że jednak nieco za surowo niektóre Panie podchodzą do tego tematu. Owszem, zgadzam się – samiec to samiec i nie zrobimy z niego nagle baby w fartuszku, on wychodzi rano na polowanie i wraca pod wieczór, dumny i zadowolony, że zapewnił rodzinie pożywienie … ma prawo być zmęczonym, ale …

No właśnie jest jedno zasadnicze „ALE”!

Czy przypadkiem nie jest tak, że część z tych narzekających Pań, najzwyczajniej w świecie sama jest sobie winna? Czy w szpitalu, chwilę po tym jak skończyłaś kangurować malucha, to dałaś go w ramiona tacie? Czy pozwoliłaś jemu pierwszemu zmienić pieluszkę? Czy chwalisz jego opiekę nad dzieckiem? 

Niestety, większość kobiet po porodzie zachowuje się jak klasyczna „Zosia Samosia”, sama nakarmi – bo przecież cyc to świętość, sama przewinie, sama wykąpie, sama uśpi i tak w kółko. Mężczyzna rzadko dostaje szansę by się wykazać, a jak już jest mu dane to i tak nad głową stoi żona ze stertą „dobrych rad”: źle zakładasz pieluszkę, za mało posmarowałeś pupkę, tak nie noś, tak nie rób, za cienko ubrałeś, za grubo ubrałeś, ten bodziak nie pasuje…

A może by tak dać się tym naszym samcom wykazać o samego początku?

Cóż z tego, że krzywo zapnie pampersa? Wymsknie mu się dziecięca kupka na kolana, to drugi raz zrobi to lepiej. Za cienko smaruje linomagiem? Bozia oczy mu dała, zauważy przy kolejnym przewijaniu, że pupa zmieniła barwę na lekko czerwoną – facet to wbrew pozorom bystra bestia. Martwisz się, że ubierze za cienko albo za grubo? A nie martwisz się, że on sam też zmarznie albo się przegrzeje? Swój biust uważasz za świętość, a butelka to zło? Nie marudź więc potem, że nigdzie nie możesz wyjść, a Twój facet ma czelność zaproponować, że niedzielny wieczór spędzi w pubie z kumplem oglądając mecz, w końcu Ty i tak musisz trwać przy dziecku z czynnym barem mlecznym.

Żalimy się na tych naszych samców, podczas gdy same podcinamy im skrzydła i robimy z nich ofiary losu. 



Przyznaje bez bicia – ja sprzątać nienawidzę, dla mnie ta czynność to najgorsza kara, nie lubiłam tego będąc dzieckiem i wieku 25 lat, mając własne dziecko wciąż tego nie lubię. Mimo wszystko bajzel działa mi na nerwy, a już jak nic na Świecie drażni mnie fura ubrań koło łóżka i dwie zwinięte w kulkę skarpetki… Ogarniam ile się da, a znalezione skarpetki, czasami dla dowcipu wrzucę mężowi do torby czy plecaka – a niech sobie idzie z tą niespodzianką do pracy ;). Niemniej jednak sprzątamy wspólnie, tak jak brudzimy wspólnie, przecież nie da się podzielić bałaganu na mój i nie mój.

Tak samo jest z opieką nad Wiktorią. Dziecko jest nasze, wspólne, więc zajmujmy się nim razem. Mąż wraca z pracy i przez te 2 godziny do czasu kąpieli wspólnie zajmujemy się małą, potem jest kąpiel, która w dużej mierze należ do niego, potem usypiamy bobasa, a na koniec mama wychodzi na siłownię, albo ma relaks.  Od początku tak było, pierwszą pieluchę zmienił właśnie tata, bo ja nie byłam w stanie się ruszyć. Podczas pierwszego tygodnia w domu, tata również karmił Wiktorię w nocy, tak, tak tą złą, okropną butelką z tym strasznym mlekiem modyfikowanym. Teraz sytuacja się uregulowała i nocne karmienia, tak jak pozostałe należą do mnie, ale wciąż tata wstaje w nocy, żeby przynieść mi Wiktorię do łóżka, albo żeby podać jej smoczek i pogłaskać po główce, gdy się przebudzi.

Ja wiem, że faktycznie są mężczyźni którzy spłodzili i wydaje im się, że ich życiowa misja została w 100% wypełniona i teraz Pan i władca chodzi do pracy, a Ty leżysz przecież na plaży całe dnie, jednak na to ciężko cokolwiek poradzić. Można podjąć próbę rozmowy, jednej, drugiej, trzeciej – bo przecież do trzech razy sztuka! A potem to patelnią w łeb. 

Ostatnio wracaliśmy z imienin dziadka z kierowcą Ubera, który zachwycał się naszą Wiktorią i przyznał że, sam ma synka, ale że synek zaczął chodzić to on ucieka z domu – dokładnie tego określenia użył, bo nie da się spokojnie posiedzieć… Siedziałam w tym samochodzie z tyłu i nic się nie odzywałam bo zbierałam szczękę z podłogi i łapałam gałki oczne, które właśnie ze zdziwienia wypadły mi z oczodołów! Jednak w głowie miałam ripostę „Ależ z Pana leniuch, wygodnicki, śmierdzący leniuch!” (tak wiem, w pięty by mu poszło aż by go z kapci wysadziło).

Zdaję sobie sprawę z tego, że szczęściara ze mnie, bo Wiki jest na ogół pogodna i idzie się z nią dogadać, a mój mąż zdaje sobie sprawę z tego, że nie leżę całe dnie brzuchem do góry. Czasami wiadomo, musimy sobie parę rzeczy wyjaśnić, bo zdarza nam się zapomnieć, ale nic tak bardzo nie oczyszcza atmosfery jak szczera rozmowa.

Wydaje mi się, że w wielu przypadkach wina leży także po naszej stronie, bo po prostu nie dopuszczamy taty do dziecka, nie chcemy dać im szansy, a przecież tata też ma instynkt, też jest opiekuńczy, też kocha, tylko czasami musi na własnej skórze przekonać się jak wygląda "Wielka improwizacja" podczas opieki nad maluchem. 

Warto dać facetowi szansę, na zajęcie się bąblem od samego początku, a w tym czasie wygospodarować kilka chwil dla siebie, przeczytać książkę, obejrzeć serial, spotkać się z przyjaciółką, pójść na siłownię czy fitness, albo odwiedzić kosmetyczkę lub manicurzystkę. Gwarantuję że świat się w tym czasie nie zawali, a tata posiada telefon i potrafi mówić, w razie czego zadzwoni po radę, bo wiadomo, że mama wie najlepiej!



A jak jest u Was? Pozwoliłyście tatusiowi od początku opiekować się waszą pociechą? Macie czasami chwilę dla siebie? :)