wtorek, 20 grudnia 2016

Prezent "Last minute" #1

Macie czasami tak, że wchodzicie do sklepu z zabawkami i akcesoriami dla dzieci i dostajecie świra?
Kupilibyście dosłownie wszystko! Te misie, kocysie, pluszaki, lalki, gry, puzzle, klocki… obłęd! Ja tak mam, a ta przypadłość nasiliła się z momentem przyjścia na świat naszej córeczki Wiktorii. Codziennie przeglądam sklepy internetowe i wynajduje nowe zabawki i gadżety, które koniecznie MUSIMY nabyć teraz lub później. Błądząc tak po czeluściach Internetów, dotarłam przypadkiem do magicznego sklepu o nazwie abebe.pl i … przepadłam… na długo.
Wczoraj na facebooku wyświetliło mi się info, że zakupy opłacone do 21 grudnia 2016 do godziny 14:00 zostaną wrzucone do worka Świętego Mikołaja jeszcze przed Świętami, a to oznacza, że zagoszczą pod choinką w Wigilijny wieczór, tuż po pojawieniu się pierwszej gwiazdki na niebie! Fajnie? No pewnie, że fajnie, bo kto nie zostawia choćby jednego prezentu na „ostatni gwizdek”?



  Na pierwszy ogień idzie mój absolutny ulubieniec! Konik na biegunach! No jest przecudowny! W przeciwieństwie do innych jego kumpli ze stajni, ten jest mięciutki i stabilniejszy, a do tego pięknie się prezentuje i ma przesłodki pyszczek. No kto nie miał w dzieciństwie konika na biegunach? Klasyka. Dobry zarówno na bardzo duży prezent od rodziców albo jako duży podarunek od całej rodziny J. Wiki musi na niego jeszcze poczekać, ale myślę, że na przyszłą gwiazdkę poprosi o niego Mikołaja.




 Jako drugiego przedstawiam Wam długouchegokrólika, który skradł moje serce już dawno temu i wiem, że prędzej czy później dołączy on do grona, pozostałych pluszowych przyjaciół Wiki. Zając Jellycat ma aż 31cm i baaaaaaardzo długie uszy, dzięki czemu bobas może je do woli tarmosić, a przecież zając i tak się nie obrazi, bo kto jak kto, ale ten gość uwielbia dzieci!


 Kaczuchy… Kąpielowy klasyk! Jednak te kaczki nie są zwyczajne… to kaczki wyścigowe! Kaczki dzięki zasysanej wodzie, zaczynają się gonić, do tego po nałożeniu zwycięskiej kaczki na górę fontanny pokaże nam się efekt wodny, w zależności od tego która kaczucha będzie na górze efekt będzie inny! Fontanna wydaje zabawne dźwięki i wpływa na rozwój malucha już od 6 miesiąca życia, a posłuży … myślę, że bardzo długo … Wiktoria znajdzie kaczki pod choinką i nie zdziwię się, jeśli czasami w kąpieli podkradnie je tata ;)



      Pozostając w temacie kapieli, marka Yookidoo ma jeszcze do zaoferowania np. wesoły kranik! Każde dziecko, na pewnym etapie fascynuje się wodą lecącą z kranu, jednak ciągłe jej dolewanie do kąpieli, wiąże się też ze spuszczaniem wody z wanny, żeby nie było jej za dużo. Do tego ciekawska główka dziecka może zaliczyć bliskie i dość bolesne spotkanie z metalowym kranem. Dzięki kranikowi od Yookidoo, dziecko może bezpiecznie bawić się strumieniem wody, a do tego zabawa jest bardziej eko!




      Już ostatnia kąpielowa rzecz to piankowe puzzle. Sama miałam takie ( no dobra może nie dokładnie takie, ale podobne) w dzieciństwie i pamiętam, że uwielbiałam „przyklejać” je na ścianę!



            Macie w rodzinie małą damę do obdarowania? No to proszę bardzo! Podręczny zestaw małej damy przed Wami, a w niej między innymi: szczotka do włosów, bezpieczne lusterko, szminkę, perfumy … a to wszystko zamknięte w poręcznej walizeczce.
      
      

      
      Puzzle muzyczne od Janod. Rewelacja! Mój młodszy brat miał coś podobnego w dzieciństwie ( z resztą także był to prezent gwiazdkowy) jednak zabawka nie była tak bardzo urokliwa. Puzzle są wykonane z drewna i pomalowane bezpiecznymi farbami. Dziecko ma za zadanie dopasować odpowiednio zwierzątka do kształtów, a gdy zrobi to poprawnie, usłyszy odgłos danego zwierzaka.



          Skoro przy muzyce jesteśmy, to warto zatrzymać się na chwilę przy bębenku o bardzo miłym dźwięku – to stwierdzenie bardzo mnie rozbawiło, ponieważ wiadomo, że dziecięca muzykalność, nie zawsze idzie w parze z wytrzymałością naszej głowy i uszu. Dobry prezent dla muzykalnych maluchów!
      

      
      Aparat z kalejdoskopem! Pamiętacie te takie klasyczne długie kalejdoskopy? Ja miałam chyba dwa i bardzo je uwielbiałam! Dziś dzieciaki uwielbiają nasze dorosłe „zabawki” takie jak aparaty czy telefony. Możemy dać maluchowi taki aparat i dzięki wbudowanemu kalejdoskopowi rozwijać jego wyobraźnię.



      Plecaczek ze smyczą bezpieczeństwa. Kontrowersyjny prezent, jednak tyle razy widziałam dzieci, które zwiewały rodzicom wprost pod kola samochodów, że ja nie będę miała najmniejszych oporów przed tym, żeby zakupić Wiktorii plecaczek na jej skarby, który dodatkowo przyczyni się do jej bezpieczeństwa na spacerach. Świetny prezent dla dzieciaków, które właśnie zaczęły chodzić, albo są w wieku kiedy zaraz to nastąpi J



   Ostatni już prezent to dwustronna grająca iświecąca książeczka dla najmłodszych. Z jednej strony książeczka posiada wyraźne kontrastowe grafiki dla maluszków, natomiast po drugiej stronie znajdują się bardziej kolorowe obrazki dla starszych dzieci. Fajnie sprawdzi się zarówno w łóżeczku jak i w głębokim wózku podczas spacerów.


      Mam nadzieję, że każdy z Was znajdzie coś dla siebie na mojej liście „last minute”! Sklep abebe,pl to kopalnia pomysłów, można tam znaleźć absolutnie wszystko, a moje lista mogłaby nie mieć końca, jednak trzeba mieć umiar. A Wy już gotowi na Święta? 

czwartek, 8 grudnia 2016

Nie chcesz szczepić? To nie szczep, ale nie mieszaj mnie z błotem!

Wkurzyłam się. Serio. Na poważnie.

Wiadomo jako mama należę do wielu fejsbukowych grup, omijam zaś tę która dotyczy tematu szczepień, a właściwie z tego co mi wiadomo krzyczy „Nie szczepić!”. Niedawno na jednej z grup, w których się udzielam, mama zadała pytanie czym szczepić? 6w1? 5w1? NFZ? Czy szczepić na rota wirusy, pneumokoki, meningokoki?

Część mam, posiada umiejętność czytania ze zrozumieniem i odpowiedziały na zadane pytanie. Napisały czym one szczepią i dlaczego akurat tak a nie inaczej.
Niestety pozostałe komentarze to było czyste sugerowanie, że osoby szczepiące to idioci, świadomie narażający swoje dzieci na śmierć lub co najmniej trwałe kalectwo.
Sporo było mam które polecały zaszczepić dziecko jednym wkłuciem 6w1 i dodatkowymi szczepionkami (rota wirusy, pneumokoki, meningokoki) i tu się zaczęło… 6w1?! Jak to?! Przecież to najgorsze co można podać dziecku, „jesteś nieodpowiedzialną matką, potem będziesz płakać jak Ci dzieciak przestanie chodzić, mówić albo umrze MAMUSIU!”. Najgorsze jest to, że czasami pojawiają się teorie dosłownie z kosmosu typu: „Ja szczepię na NFZ, bo to 3 wkłucia w różne miejsca, a jedno wkłucie 6 „chorób” w jedno miejsce to za dużo i dlatego dzieci sobie nie radzą”. Serio? Przecież nie ma znaczenia to, czy ukłujemy dziecko sześcioma „chorobami” w jedno miejsce czy mniejszą ilością w 3 miejsca… Organizm i tak ma do pokonania kilka antygenów. A warto wspomnieć o tym, że układ odpornościowy małego dziecka, jest w stanie odpowiedzieć nawet na setki tysięcy antygenów. Grunt, to na wizycie przed szczepieniem powiedzieć lekarzowi o wszystkim co nas niepokoi w zachowaniu i stanie zdrowia dziecka. Bardzo ważne jest, aby szczepione dziecko było zdrowe, a do tego konieczne jest dokładne przebadanie przez pediatrę.



Rozumiem, że można obawiać się szczepień i powikłań jakie po nich mogą się przydarzyć, jednak żyjemy w XXI wieku, korzystamy z kanalizacji, dostępu do czystej wody wiec korzystamy także ze szczepień, które pozwoliły na wyeliminowanie wielu chorób, które niestety teraz zaczynają powracać. Jeżeli szczepionych dzieci będzie mniej niż 90% możemy być pewni, że część chorób powróci, z resztą już powraca np. krztusiec…

Szczepienia nie osłabiają układu odpornościowego tak bardzo jak przebyta choroba. Owszem można zarzucić szczepieniom fakt, że mamy w Europie coraz więcej alergików, podobno przyczyniły się do tego szczepienia, ponieważ organizm, który nie ma z czym walczyć zaczyna „zajmować się” właśnie np. alergią.

W przychodni, do której chodzę z Wiktorią, ostatnio była dziewczynka… po ospa-party …. No ludzie kochani! Serio myślałam, że takie głupoty są tylko w serialach typu „Szpital”! Dziewczynka została ledwo odratowana, ale niestety w konsekwencji tej zabawy ma teraz silną padaczkę, spowodowaną pojawieniem się ospy nawet na mózgu.

Ja się nie chcę czepiać, jak ktoś nie chce szczepić to proszę bardzo! Jego sprawa… Martwię się tylko o moje dziecko i pozostałe dzieci które są szczepione, obawiam się sytuacji, w której dzięki „antyszczepionkowcom” wszystkie te choroby powrócą zmutowane, ze zdwojoną siłą i wtedy moje szczepione dziecko może nie być przed nimi chronione.

Podsumowując, nie chcesz szczepić to nie szczep, ale nie rób ze mnie wyrodnej matki i nie krytykuj za to, że ja wolę zapobiegać niż leczyć. 

czwartek, 1 grudnia 2016

Okazujemy sobie uczucia!

Przedwczoraj minął dokładnie rok, odkąd dowiedzieliśmy się, że nasza rodzina powiększy się o Wiktorię, a dziś mijają równo 4 miesiące odkąd maluch pojawił się na świecie.

1 sierpnia o 13:13 Wiktoria pojawiła się na świecie i postanowiła, że całkowicie podbije nasze serca. Przez pierwsze dwa tygodnie cały czas spała z nami, nie wyobrażałam sobie zostawienia jej w łóżeczku. Zasypiała kołysana na rękach, drzemki ucinała sobie na brzuchu u taty, z każdym płaczem była brana na ręce i tulona.



Nie noś, bo przyzwyczaisz!

Należałoby najpierw odzwyczaić, bo nosimy nasze dzieci przez 9 miesięcy w brzuchu, są bardzo blisko nas, czują nasze ciepło, słyszą bicie serca, głos… i nagle ciach! Ma spokojnie, leżeć bez poczucia bezpieczeństwa i maminej bliskości, tak się nie da, a może da się tylko ja jestem zbyt wrażliwa na takie ruchy.
Wiadomo, że nie chodzi o to by każdą jedną czynność wykonywać z dzieckiem na rękach, choć fani chustowania twierdzą, że można dziecko w chuście mieć cały dzień na sobie, to ja się z tym nie do końca mogę zgodzić. Gotowania na przykład, z dzieckiem powieszonym na sobie, nie widzę za bardzo, ale każdy robi jak uważa.
Wiktorię często noszę na rękach, razem wybieramy jaką kurtkę dziś założy, jakie butki będą pasowały, przeglądamy się wspólnie w lustrze, nosząc ją opowiadam co robimy, po co to robimy, pokazuję jej po prostu świat, wszystko to co ją otacza.

Plecy Ci się odwdzięczą!

No to na pewno, Wiki urodziła się ważąc 3310g, na ten moment wyczuwam jakieś 5500g. i nie powiem odczuwam ten „ciężar” jednak kiedy mam ją nosić jak nie teraz? Z każdym miesiącem będzie przybywało wagi, Wiktoria będzie coraz większa, aż w końcu osiągnie magiczną wagę 20kg. I wtedy jedyną formą noszenia będzie tzw. „baran” u taty na barkach. Tak więc noszę, bo dni mijają błyskawicznie, dziś Wiki kończy 4 miesiące, a ja mam wrażenie jakby wczoraj się urodziła! Czas ucieka, muszę nacieszyć się na zapas!

Daj jej się wypłakać!

Słucham?!
Każdy zapewne już zna tę historię o pewnej wolontariuszce, która odbyła wizytę w sierocińcu i była mocno zaskoczona panującą tam ciszą… Spodziewała się płaczu, ale dowiedziała się, że te dzieci nie płaczą, ponieważ po kilku dniach ciągłego „wołania” o przytulenie, zrozumiały, że nikt do nich nie przyjdzie… I teraz już nie płaczą.
Nie wyobrażam sobie zostawienia mojego dziecka płaczącego, sam na sam ze swoim „problemem”. Płacz to jedyna forma komunikacji z mamą. Dziecko płacząc woła nas, może ma gorszy dzień, coś je boli, albo po prostu potrzebuje się przytulić… Nie powinniśmy tego ignorować, bo sami też chyba nie lubimy jak ktoś ma gdzieś nasze potrzeby.





Nie śpij z dzieckiem, bo przyzwyczaisz!

Mam 25 lat, noc przed moim ślubem spędziłam w rodzinnym domu i spałam z mamą! Nie wstydzę się tego, zawsze jak spałyśmy razem to najpierw łapała nas przynajmniej godzinna głupawka, przerywana zdaniem „Dobra, śpimy!” po czym znów była głupawka. Choć czasami moja mama mnie nieziemsko wkurza – wiadomo to mama, dla niej całe życie będę dzieckiem, to czuję z nią ogromną więź. Nigdy moja mama nie zostawiała mnie płaczącej w pokoju, jak budziłam się w nocy będąc małym brzdącem to dreptałam do mamy do łóżka. To naturalne i normalne, przy mamie i tacie po prostu czujemy się bezpiecznie.

Wiki jak już wspomniałam pierwsze dwa tygodnie spała razem z nami, potem ze względu na jej bezpieczeństwo i kręgosłup postanowiliśmy kłaść ją do łóżeczka. Nie zmienia to jednak faktu, że po nocnym karmieniu (w zależności od upodobania 3 lub 5 rano) Wiki zostaje już z nami w łóżku.
Ponad wszystko uwielbiam weekendy, kiedy to całą trójką możemy się poprzytulać w piżamach, przykryci jedną kołdrą <3. To nasz wspólny czas, chwila na zabawę i wygłupy z Wiktorią, czekam na to cały tydzień J.





Chwal swoje dziecko!

Wiktorię chwalę za nawet maleńkie sukcesy, bo to co dla mnie jest małą rzeczą, dla niej jest ogromnym wyczynem! Jak uda się jej obrócić z brzuszka na plecy, to biję brawo, całuję i mówię ze jest super, że jestem z niej bardzo dumna! Bąbel odwdzięcza mi się uśmiechem od ucha do ucha., a to dla mnie największa i najpiękniejsza nagroda.



Piszę to wszystko, bo wczoraj dotarło do mnie jak bardzo urosło nasze małe szczęście, zrozumiałam, że to naprawdę już 4 miesiące minęły, odkąd jest z nami i przyznam, że nigdy nie byłam bardziej spełniona i szczęśliwa. Uwielbiam Wiktorię przytulać, całować jej pućkowate policzki i mały nosek, nosić na rękach i opowiadać co nas otacza, kocham podziwiać jej nowe umiejętności i chwalić ją za to co robi.

Uczucia są ważne, a wrażliwości uczymy od pierwszych dni, pamiętajmy o tym J.

Moc uścisków.
Lwia mama. 

środa, 23 listopada 2016

5 najczęściej popełnianych grzechów fotelikowych

Do stworzenia tego wpisu zainspirowało mnie pewnie zdjęcie, którego niestety nie mogę Wam przedstawić. Zdjęcie zobaczyłam na profilu jednej z Pań należących do pewnej mamowej grupy na facebooku. Jedna z mam zapytała o fotelik polecany od 9 do 18kg. Montowany tyłem, pod postem wywołana została burza z piorunami, że po co tyłem, że można przodem, że kiedyś jeździliśmy bez fotelików, że wydanie 1000 zł na taki „gadżet” to przerost formy nad treścią itp. 

Jedna z mam szczerze poleciła fotelik z supermarketu … twierdząc, że ona jeździ blisko i taki jej wystarcza …. Z czystej ciekawości zajrzałam na profil tej Pani, by zobaczyć, ten rewelacyjny fotelik i co prawda zdjęcia z takim fotelikiem nie znalazłam, ale to co zobaczyłam powaliło mnie totalnie i aż zaniemówiłam.

Wyobraźcie sobie sytuację, w której z radością montujecie fotelik – nosidełko dla niemowląt przodem do kierunku jazdy i jeszcze wrzucacie zdjęcie na fejsa by pochwalić się jak fajnie Wam się podróżuje! Wyobraziliście sobie? Ja nawet nie byłam w stanie, ale zobaczyłam taki właśnie obrazek na własne oczy na profilu tej Pani. I to nie był jeden fotelik-nosidełko tylko dwa, z dwójką dzieci! Jak zostały przewleczone pasy bezpieczeństwa? A normalnie, tak samo jak my, dorośli się w nie zapinamy.
Uznam ten przypadek za jakąś mega wyjątkową anomalię, jednak jeśli któreś z Was w ten sposób montuje nosidełko to nie przyznawajcie się do tego, tylko szybko zmieńcie to ustawienie na właściwe.

A więc poza jakimiś dziwactwami jakie są te najczęściej popełniane grzechy?



1.      

      Niewłaściwy zakup czyli Skorupki z zestawu 3w1

Większość (o ile nie wszystkie) firm produkujących wózki dla dzieci, oferuje opcję zestawów 3w1, gdzie mamy gondolę, spacerówkę i nosidełko – z zestawu lub za dopłatą, nosidełko lepszej firmy plus adaptery do wpinania nosidełka w stelaż.
Nosidełka z zestawów, często są bardzo lekkie, poręczne no i przede wszystkim w kolorze naszego wózka, a więc pasują idealnie. Niestety takie foteliki przeważnie nigdy nie słyszały o żadnych crushtestach, nie posiadają atestów, czyli nie mają potwierdzonego bezpieczeństwa dla dziecka.
Wybierając wózek dla Wiktorii, wiedzieliśmy od samego początku, że za skorupkę z zestawu podziękujemy i kupimy fotelik innego producenta. Postawiliśmy na MaxiCosi Pebble Plus, fotelik jest bardzo ciężki, ale Wiki siedzi w nim w prawidłowej pozycji, a jej główka jest właściwie podtrzymana i nie kiwa się na boki w czasie jazdy.
Faktem jest, że skorupki z zestawów są często wliczone w cenę, lub za niewielką dopłatą, natomiast za fotelik wiodących producentów musimy dorzucić przynajmniej ok 500zł. Jeśli jakiegoś rodzica nie stać na taki wydatek to oczywistą rzeczą jest, że lepiej jeśli zdecydują się na fotelik z zestawu a niżeli będą przewozić dziecko bez żadnego zabezpieczenia.

Zapinanie pasów na kurtkę/kombinezon

Sami ten błąd popełnialiśmy, po prostu zapomnieliśmy o fakcie, że nawet dorosła osoba powinna zimą zdjać puchową kurtkę podczas jazdy autem. Pasy zapięte na kurtkę, nie przylegają we właściwy sposób do ciała, przez co w razie wypadku dziecko może wysunąć się z pasów i wypaść z fotelika z ogromną siłą. Producenci na szczęście wychodzą nam naprzeciw i dzięki temu możemy nabyć ciepły śpiworek do fotelika, zamiast kurtki, a taki śpiworek ma wycięcie na pasy dzięki czemu dziecko jest bezpieczne i na pewno nie zmarznie.

 Niewłaściwe montowanie fotelika

Za luźno ściągnięte pasy bezpieczeństwa nie trzymają we właściwy sposób fotelika. Jeśli nie posiadamy bazy isofix, powinniśmy maksymalnie ściągnąć pasy i mocno dopchnąć fotelik do kanapy, tak by trudno było go poruszyć. Fotelik powinien być zamontowany najlepiej na środku tylnej kanapy, systemem isofix, lub trzypunktowymi pasami bezpieczeństwa. Jeżeli jednak nie posiadamy takiego miejsca w aucie, to najlepiej jak fotelik zamontujemy z tyłu za pasażerem.

 Położony pałąk

Często podczas jazdy rodzice kładą pałąk, który z pozoru służy jedynie do przenoszenia fotelika. Tymczasem jest on stworzony głównie do tego by chronić naszego malucha na wypadek np. dachowania. Tak więc pałąk musi być zawsze postawiony, chyba że producent fotelika zaleca inaczej.

 Za słabo naciągnięte pasy w foteliku

Podobno to jeden z najczęściej popełnianych błędów. Rodzice w trosce o wygodę malucha bardzo lekko ściągają pasy tak, by te nie powodowały żadnego dyskomfortu. Niestety, pasy powinny być maksymalnie naciągnięte, tak by nie dało się ich uszczypnąć dwoma palcami.



Wydaje mi się, że wymieniłam 5 najczęściej popełnianych przez rodziców grzeszków. Mam nadzieję, że post będzie przydatny, że każdy zastanowi się, czy przypadkiem któryś z błędów nie jest nieświadomie przez niego popełniany.


A może macie coś, co można dorzucić do tej listy?

wtorek, 15 listopada 2016

Tulik - kontrowersyjny czy godny polecenia gadżet?

Gadżet, który Wam dzisiaj zaprezentuję jedni kochają a inni uważają za dziwactwo. Przyznam szczerze, że sama gdy go pierwszy raz zobaczyłam, to złapałam się za głowę i przecierałam oczy z niedowierzania! No bo jak tak można? Dziecko wcisnąć w jakiś kawałek materiału. W którym nie będzie mogło ruszać rączkami? Toż to barbarzyństwo najwyższej klasy!

Wtedy nie miałam zielonego pojęcia o tym, że dziecko po prostu lubi jak jest mu ciasno, czuje się wtedy bezpiecznie, dokładnie tak jak w brzuchu mamy przez 9 miesięcy.

Pewnego dnia gdy byłam jeszcze w ciąży, mój mąż wyszedł z propozycją zakupienia otulacza dla naszej córeczki. Zgłębiliśmy temat, poczytaliśmy opinie, przejrzeliśmy różne marki zajmujące się produkcją otulaczy i tak oto wybraliśmy markę Tulik!



Dlaczego wybraliśmy akurat Tulik?

- ma osłonkę na zamek błyskawiczny, dzięki czemu dziecko nie zrobi sobie krzywdy w szyjkę,
- posiada antyalergiczne wykończenie
- jest elastyczny
- łatwy w obsłudze dzięki podwójnemu zamkowi błyskawicznemu
- produkowany w Europie
- zapewnia dziecku odpowiednią temperaturę
- przyjemny dla oka dizajn ;)



Po co w ogóle jest Tulik?

Na pewno kojarzycie stare filmy, gdzie pokazywane są sale z noworodkami wyglądającymi jak małe urocze robaczki. Noworodki na starych filmach są dosyć mocno owinięte materiałem. Tulik to taki właśnie odpowiednik „betów” z dawnych lat ;).



Zapewne każdy z Was słyszał o odruchu Moro. Sama raz na jakiś czas, podczas zasypiania odczuwam takie jakby spadanie w dół i wybudzam się z odruchem „ratowania”. To samo ma wiele małych dzieci. Tulik idealne zapobiega temu odruchowi i powoduje, że maluch się nie wybudza, dzięki czemu wszyscy mogą się z powodzeniem wyspać.

Drugą i myślę, że główną sytuacją w jakiej tulik sprawdzi się rewelacyjne są będące zmorą wielu rodziców kolki. Wiktoria na całe szczęście kolek nie miała i nie ma, więc nie opiszę Wam na własnym przykładzie sprawdzalności Tulika pod tym kątem. Jednak wielu moich znajomych, borykających się z problem kolek, korzysta lub korzystało z otulacza i szczerze chwalą sobie takie rozwiązanie. Tulik jest wąziutki w brzuszku, dzięki czemu maleństwo się uspokaja a kolka ustępuje.

Kwestia bezpieczeństwa, to kolejny aspekt dla którego warto wybrać Tulik dla swojego dziecka. Chroni on nasze maleństwo przed śmiercią łóżeczkową, ponieważ przede wszystkim wymusza prawidłową pozycję spania, powoduje, że temperatura ciała dziecka jest prawidłowa i nie grozi mu przegrzanie, dziecko nie ma szans nakryć sobie buzi luźną kołderką czy kocykiem.



Nasza Wiktoria od pierwszych dni po wyjściu ze szpitala korzysta z Tulika. Myślę, że to między innymi jego zasługa, że od 20:00 do 5:00 śpi bez przerwy <3. 

Ostatnio Wiki nauczyła zasypiać się leżąc z nami na łóżku, wcześniej wymagała noszenia i „cichania”. Teraz wystarczy „zapakować” ją w tulik, włączyć Szumisia, przytulić bąbla i po 20 minutach śpi jak suseł J.

Czy poleciłabym Tulik? 

Jak najbardziej! To znakomite rozwiązanie dla rodziców którzy cenią sobie  spokojny sen zarówno dziecka jak i swój. Gdy Wiktoria wyrośnie ze swojego Tulika, który jest przewidziany do 6,3kg. (obecnie mała wazy 5,1 kg.) lub zacznie obracać się na brzuszek,  to planujemy zaopatrzyć się w wersję Tulika z możliwością uwolnienia rączek.


Szczerze polecam zakup Tulika! To spokojny sen dziecka i rodziców, bezpieczeństwo, i rewelacyjny design za przystępną cenę!

czwartek, 3 listopada 2016

Czasami same sobie jesteśmy winne ...

Ciągle w Internecie natykam, się na posty i artykuły o tym jak to nasi wspaniali panowie, nie pomagają nam w domu i przy dzieciach. My kobiety, nie lubimy być oceniane przez pryzmat stereotypów, a same w ten sposób, z łatwością szufladkujemy mężczyzn. Gdzie się nie obejrzę, tam czytam historie zmęczonych kobiet, które stały się kurami domowymi, a ich mężowie po powrocie z pracy nie robią kompletnie NIC.

Wydaje mi się, że jednak nieco za surowo niektóre Panie podchodzą do tego tematu. Owszem, zgadzam się – samiec to samiec i nie zrobimy z niego nagle baby w fartuszku, on wychodzi rano na polowanie i wraca pod wieczór, dumny i zadowolony, że zapewnił rodzinie pożywienie … ma prawo być zmęczonym, ale …

No właśnie jest jedno zasadnicze „ALE”!

Czy przypadkiem nie jest tak, że część z tych narzekających Pań, najzwyczajniej w świecie sama jest sobie winna? Czy w szpitalu, chwilę po tym jak skończyłaś kangurować malucha, to dałaś go w ramiona tacie? Czy pozwoliłaś jemu pierwszemu zmienić pieluszkę? Czy chwalisz jego opiekę nad dzieckiem? 

Niestety, większość kobiet po porodzie zachowuje się jak klasyczna „Zosia Samosia”, sama nakarmi – bo przecież cyc to świętość, sama przewinie, sama wykąpie, sama uśpi i tak w kółko. Mężczyzna rzadko dostaje szansę by się wykazać, a jak już jest mu dane to i tak nad głową stoi żona ze stertą „dobrych rad”: źle zakładasz pieluszkę, za mało posmarowałeś pupkę, tak nie noś, tak nie rób, za cienko ubrałeś, za grubo ubrałeś, ten bodziak nie pasuje…

A może by tak dać się tym naszym samcom wykazać o samego początku?

Cóż z tego, że krzywo zapnie pampersa? Wymsknie mu się dziecięca kupka na kolana, to drugi raz zrobi to lepiej. Za cienko smaruje linomagiem? Bozia oczy mu dała, zauważy przy kolejnym przewijaniu, że pupa zmieniła barwę na lekko czerwoną – facet to wbrew pozorom bystra bestia. Martwisz się, że ubierze za cienko albo za grubo? A nie martwisz się, że on sam też zmarznie albo się przegrzeje? Swój biust uważasz za świętość, a butelka to zło? Nie marudź więc potem, że nigdzie nie możesz wyjść, a Twój facet ma czelność zaproponować, że niedzielny wieczór spędzi w pubie z kumplem oglądając mecz, w końcu Ty i tak musisz trwać przy dziecku z czynnym barem mlecznym.

Żalimy się na tych naszych samców, podczas gdy same podcinamy im skrzydła i robimy z nich ofiary losu. 



Przyznaje bez bicia – ja sprzątać nienawidzę, dla mnie ta czynność to najgorsza kara, nie lubiłam tego będąc dzieckiem i wieku 25 lat, mając własne dziecko wciąż tego nie lubię. Mimo wszystko bajzel działa mi na nerwy, a już jak nic na Świecie drażni mnie fura ubrań koło łóżka i dwie zwinięte w kulkę skarpetki… Ogarniam ile się da, a znalezione skarpetki, czasami dla dowcipu wrzucę mężowi do torby czy plecaka – a niech sobie idzie z tą niespodzianką do pracy ;). Niemniej jednak sprzątamy wspólnie, tak jak brudzimy wspólnie, przecież nie da się podzielić bałaganu na mój i nie mój.

Tak samo jest z opieką nad Wiktorią. Dziecko jest nasze, wspólne, więc zajmujmy się nim razem. Mąż wraca z pracy i przez te 2 godziny do czasu kąpieli wspólnie zajmujemy się małą, potem jest kąpiel, która w dużej mierze należ do niego, potem usypiamy bobasa, a na koniec mama wychodzi na siłownię, albo ma relaks.  Od początku tak było, pierwszą pieluchę zmienił właśnie tata, bo ja nie byłam w stanie się ruszyć. Podczas pierwszego tygodnia w domu, tata również karmił Wiktorię w nocy, tak, tak tą złą, okropną butelką z tym strasznym mlekiem modyfikowanym. Teraz sytuacja się uregulowała i nocne karmienia, tak jak pozostałe należą do mnie, ale wciąż tata wstaje w nocy, żeby przynieść mi Wiktorię do łóżka, albo żeby podać jej smoczek i pogłaskać po główce, gdy się przebudzi.

Ja wiem, że faktycznie są mężczyźni którzy spłodzili i wydaje im się, że ich życiowa misja została w 100% wypełniona i teraz Pan i władca chodzi do pracy, a Ty leżysz przecież na plaży całe dnie, jednak na to ciężko cokolwiek poradzić. Można podjąć próbę rozmowy, jednej, drugiej, trzeciej – bo przecież do trzech razy sztuka! A potem to patelnią w łeb. 

Ostatnio wracaliśmy z imienin dziadka z kierowcą Ubera, który zachwycał się naszą Wiktorią i przyznał że, sam ma synka, ale że synek zaczął chodzić to on ucieka z domu – dokładnie tego określenia użył, bo nie da się spokojnie posiedzieć… Siedziałam w tym samochodzie z tyłu i nic się nie odzywałam bo zbierałam szczękę z podłogi i łapałam gałki oczne, które właśnie ze zdziwienia wypadły mi z oczodołów! Jednak w głowie miałam ripostę „Ależ z Pana leniuch, wygodnicki, śmierdzący leniuch!” (tak wiem, w pięty by mu poszło aż by go z kapci wysadziło).

Zdaję sobie sprawę z tego, że szczęściara ze mnie, bo Wiki jest na ogół pogodna i idzie się z nią dogadać, a mój mąż zdaje sobie sprawę z tego, że nie leżę całe dnie brzuchem do góry. Czasami wiadomo, musimy sobie parę rzeczy wyjaśnić, bo zdarza nam się zapomnieć, ale nic tak bardzo nie oczyszcza atmosfery jak szczera rozmowa.

Wydaje mi się, że w wielu przypadkach wina leży także po naszej stronie, bo po prostu nie dopuszczamy taty do dziecka, nie chcemy dać im szansy, a przecież tata też ma instynkt, też jest opiekuńczy, też kocha, tylko czasami musi na własnej skórze przekonać się jak wygląda "Wielka improwizacja" podczas opieki nad maluchem. 

Warto dać facetowi szansę, na zajęcie się bąblem od samego początku, a w tym czasie wygospodarować kilka chwil dla siebie, przeczytać książkę, obejrzeć serial, spotkać się z przyjaciółką, pójść na siłownię czy fitness, albo odwiedzić kosmetyczkę lub manicurzystkę. Gwarantuję że świat się w tym czasie nie zawali, a tata posiada telefon i potrafi mówić, w razie czego zadzwoni po radę, bo wiadomo, że mama wie najlepiej!



A jak jest u Was? Pozwoliłyście tatusiowi od początku opiekować się waszą pociechą? Macie czasami chwilę dla siebie? :)


wtorek, 25 października 2016

"Sekta" karmiących piersią

Gdy podejmujesz decyzję o karmieniu piersią, od razu z automatu zaczynasz zgłębiać temat o tym, jak cudowny napój Bogów będzie płynąć z Twoich piersi, jak rewelacyjny wpływ będzie miał na Twoje dziecko i co zrobić by rzeczony napój płynąć zaczął i nagle nie przestał. 



Też owy temat zaczęłam zgłębiać. Przebywając po porodzie w szpitalu karmienie piersią krótko mówiąc nie szło mi najlepiej... właściwie w ogóle nie szło... Wiki głodna, brodawki poranione, piersi nabrzmiałe a ja byłam zapłakana i coraz bardziej zdesperowana ... tak to właśnie wyglądało. Zdecydowałam się na dokarmienie malucha bo obie byłyśmy tą sytuacją wykończone, a panujący na sali zaduch i upał dodatkowo to potęgowały. 

Próbowałam małą przystawiać, przyszła położna laktacyjna, jednak wszystko z marnym skutkiem i tak jak już pisałam parę postów wcześniej - czułam, że zacznę karmić piersią jak się odprężę, jak znajdę się w domu. Podczas pobytu w szpitalu miałam stały dostęp do mleka Bebilon1, a że jest to mleko jedno z najlepszych jakie są dostępne na rynku, to nie czułam, że robię krzywdę mojemu dziecku, jednak wciąż chciałam znaleźć "złotą radę" na to by dawać cycka, a nie mieszankę. 

Trafiłam na fejsbukową grupę „Karmienie piersią :), myślałam że znajdę tam wsparcie, że trafię na inne mamy z takim samym problem jak mój, że znajdę tam osoby, które karmią w sposób mieszany … Mój błąd, że na telefonie nie doczytałam regulaminu …

Co raz wyświetlały mi się posty ze zdjęciami ze szpitali, gdzie widać mamę i przystawionego do piersi noworodka i wszystko byłoby ok, gdyby nie opis zdjęcia …

„Drogie mamy, walczymy, nie poddajemy się, od wczoraj nie możemy się nakarmić, mały za płytko chwyta brodawkę L ale nie zgadzamy się na butelkę, doradźcie co robić?”

Ja nie krytykuję, nie oceniam, staram się nie udzielać …, ale jak czytam, że od 2 dni dziecko nie jadło, a mama z dumą dziękuje za opcje dokarmienia to czegoś nie rozumiem…, ale o dziwo spotyka się to z aprobatą!

Na tej grupie panuje zakaz proponowania smoczków czy mleka modyfikowanego, butelki nawet z maminym mlekiem też nie są zbyt mile widziane… jeśli mama tylko zapyta czy może powinna dokarmić, to od razu spada na nią niewyobrażalnie ogromna fala krytyki i hejtu. Dziecko płacze? Cycek. Chce jeść? Cycek. Jest usypianie? Cycek. Nie może się najeść? Cycek!

A potem jest kolejny lament, pod hasłem „Od wyjścia ze szpitala minęło 5 dni, a waga dziecka spadła o 300g… co mam robić?”

Nie rozumiem dlaczego mleko modyfikowane traktowane jest na takiej grupie, jako grzech, wygoda, lenistwo? Czy to, że świadomie nie pozwalam na to, żeby moje dziecko płakało z głodu to coś złego?

Wyobraźmy sobie sytuację, że jest pora obiadu, przed nami ktoś stawia talerz, gdzie na dnie jest dosłownie 10 mililitrów zupy i każe nam się tym najeść wspierając słowami „Dasz radę!” „Nie podjadaj później”. Siłą woli talerza nie napełnimy, a pustą łyżką najeść się nie da.

Fajnie? Niefajnie.

Ostatnio przeżywałam kryzys laktacyjny, który wbrew wszelkim internetowym teoriom nie trwał maksymalnie tydzień, a dwa tygodnie. Popadłam w chwilową paranoję, chaotycznie szukałam rad co zrobić by pokarmu było więcej, szukałam nawet inspiracji na tej fejsbukowej grupie … jednak po chwili poczułam się jak matka gorszego sortu, wygodnicka panienka z pudełkiem mleka modyfikowanego – tak na wszelki wypadek. Wiki szczególnie wieczorami potwornie złościła się na cycka, nie wiem czy nie leciało nic, czy może leciało bardzo niewiele, bądź co bądź moje dziecko było głodne, a ja się na to nie godzę.



I w tym momencie wjechała butelka z Bebilonem, całe 120 mililitrów białego szczęścia! Żebyście mogli zobaczyć błogość i ten uśmiech na buzi Wiktorii, gdy z łatwością się najadła do syta <3. Jednak wiadomo, cycek najwygodniejszy, zawsze pod ręką, zawsze stała temperatura i przynajmniej w teorii – nielimitowana ilość. Postanowiłam powalczyć z moim organizmem i wygrać walkę z kryzysem.
Z pomocą przyszedł mi mój ukochany i niezawodny laktator Lovi Prolactis (który polecę każdemu z czystym sumieniem), wisiałam na nim za każdym razem jak wypadała pora karmienia Wiki, cycki miały aerobik metodą 7-5-3 i … maszyna ruszyła! Laktacja wróciła! 1-0 dla mnie.



Karmienie piersią, to dla mnie przyjemność, czuję się wtedy potrzebna małej, niezastąpiona, to nasza chwila, uczucie ogromnej bliskości. Jednak mimo tego, nie rozumiem co ma na celu tak bezgraniczne zafiksowanie się na karmienie piersią. Dlaczego takie mamy, dają sobie prawo do okrutnego czasami, krytykowania innych mam, które decydują się na dokarmianie, podawanie butelki z własnym mlekiem, czy dawanie smoczka? Mamy XXI wiek, szeroką gamę smoczków i butelek, już chyba każdy producent wypuścił na rynek butelkę ze smoczkiem nie zaburzającym odruchu ssania, nie róbmy z tego najgorszego zła.

Ja rozumiem, że są plemiona gdzieś hen daleko w jakiejś dżungli, gdzie dziecko wisi na cycku latami i dzika mama nie ma problemów z laktacją, jednak my nie żyjemy w dżungli, a ta dzika mama nie ma dostępu do szpitala, badań usg, obstawiam nawet że, w życiu nie słyszała o kimś takim jak ginekolog.
Może nie warto być aż tak eko, sięgać tak głęboko do poprzednich epok i czasami skorzystać z tego co dają nam obecne możliwości?

A jeśli nam się to nie podoba, to chociaż nie oceniajmy innych i nie wywierajmy na nich presji, nie mówmy, że mama która dokarmia jest zła, wygodna czy leniwa. Mama która dokarmia to tak samo troskliwa i opiekuńcza osoba, jak ta która pozwala swojemu dziecku być non stop przy piersi, a złą mamą możemy nazwać tę, która świadomie głodzi swoje dziecko. Przekonałam się, że ta fejsbukowa grupa to jakaś „sekta”, nie znalazłam tam żadnej porady, a wszystko co pomogło mi w „rozkręceniu” laktacji i nie zagłodzeniu mojego dziecka jest tam traktowane jak zło najgorsze z najgorszych.

Tutaj Wiktoria chwilę po karmieniu ;)

Ja się z tej „sekty” wypisuję, nie dla mnie takie skrajności.

A jakie jest Wasze zdanie? Karmicie piersią za wszelką cenę czy czasami się wspomagacie mieszanką w krytycznych momentach?



czwartek, 20 października 2016

Każda mama jest zadbana!

Odkąd pamiętam moja mama zawsze jest zadbana, zawsze wygląda ładnie i zawsze stara się by jedno pasowało do drugiego. Ma ładnie ułożone włosy bez kilometrowego odrostu, pachnie ładnymi perfumami nosi elegancki makijaż. Nawet dziś, gdy przed pracą wpadła do nas na chwilę, to wyglądała tak perfekcyjnie, że nie mogłam wyjść z podziwu.



Ja także zawsze sobie powtarzałam, ze choćby nie wiem co to będę dbać o siebie, że będę taką „mamą w czerwonych szpilkach”.

Odkąd Wiktoria się urodziła, a ja zaczęłam wycieczki po parkach, przychodniach, sklepach z rzeczami dla dzieci zauważam, że jest sporo kobiet z wózkami które są po prostu smutne… a zmęczenie i frustrację widać z kilometra… Potargane włosy, brak makijażu, wyciągnięty sweter i buty trekkingowe…

Wiadomo, że dzieci są różne i czasami ciężko znaleźć godzinę na to by zrobić sobie pełen make’up i wystroić się jak na wybieg, ale można zrobić minimum tych czynności by czuć się dobrze i iść z podniesioną głową, zamiast przemykać ukradkiem jak szara myszka.
Każda z moich koleżanek-mam zawsze wygląda świetnie i serio dziwię się tym kobietom, które zakładają na spacer z wózkiem buty do chodzenia po górach i kurtkę przeciwdeszczową.

Zanim Wiki przyszła na Świat, spędzałam lata świetlne przed lustrem, bawiłam się makijażem, kombinowałam, oglądałam filmiki makijażowe na YouTube, kombinowałam z włosami, wieki stałam przed szafą, szukając odpowiedzi na pytanie „co dziś na siebie włożę?”, po prostu miałam na to czas.. mnóstwo czasu.

Teraz od ponad dwóch miesięcy wystarcza mi podkład, puder, eye liner i tusz do rzęs, włosy? Suchy szampon Batiste, prostownica, szczotka i voila! Fryz gotowy. Outfit? Garderoba dość okrojona, bo fajnie jest jak da się przystawić ssaka do piersi bez konieczności rozbierania się, więc decyzja nie jest tak trudna do podjęcia jak wcześniej.

Staram się szykować migiem, ale tak by móc się uśmiechnąć do samej siebie i niczym Johnny Bravo powiedzieć „Oh Mamo!”.

Młode mamy z pięknymi wózkami i z jeszcze piękniejszymi dziećmi w środku powinny dbać o siebie i kropka. Czasami jest tak, że ubieram na raz siebie i Wiki, że szykując się do wyjścia maluch radośnie buja się w huśtawce, a ja śpiewam jej „Zebromarchewkę” żeby tylko dała mi dokończyć to arcydzieło na twarzy i tak jakoś dzień za dniem staramy się współpracować ze sobą…

Raz na jakiś czas staram się jednak wyglądać idealnie, przed wszystkim dla siebie, dla męża i dla Wiktorii, ostatnio dzięki mojej kochanej koleżance Oli, wpadłam w ręce rewelacyjnej Aldony z „AK Aldona Kuśmierz Makeup & Beauty”. To był mój wieczór. Poszłam do salonu na regulację brwi z henną i makijaż wieczorowy, spędziłam u Aldony około 1,5 godziny a efekt był powalający! 



Wracałam do domu dosłownie dumna z tego, że tak wyglądam, mąż też był oczarowany. Myślę, że każdej z nas należy się taka chwila dla siebie, każda z nas zasługuje na to, żeby poczuć się najpiękniejszą ze wszystkich mam!

Dziewczyny jesteśmy młode, piękne, do tego jesteśmy mamami, żonami, partnerkami… nie wolno nam zapomnieć o sobie! Poprawiamy włos, poprawiamy usta, pierś (a karmiąc przecież mamy się czym chwalić) do przodu i z dumą spacerujemy po alejkach w parku! A inni nich nam zazdroszczą ;).


środa, 12 października 2016

Grzechy nieIDEALNEJ mamy

Odkąd jestem mamą, zaczynam zauważać jak bardzo nakręcona jest moda na bycie mamą idealną, mamą eko, mamą nowoczesną…



Głownie da się to zjawisko zaobserwować na wszelkich forach i grupach dla mam. Gdy jedna mama pyta jakie nosidło ma kupić by nosić swoje, jeszcze niesiadające dziecko, od razu pojawia się stado „matek idealnych” z dobrą radą pod tytułem „Nosidło tylko dla siedzących dzieci”. 

Serio? Naprawdę ktoś może przypuszczać, że jakakolwiek mama chciałaby źle dla swojego dziecka? Dlaczego tak bardzo wszystkich interesują wygoda i bezpieczeństwo cudzych dzieci?

Sama padłam dwa miesiące temu ofiarą takiej nagonki, gdy szukałam nosidła Marsupi, które jest polecane przez „chustowców” jako zamiennik dla chusty (ale o tym w innym poście). 
Zadałam pytanie czy ktoś nie ma na sprzedaż takowego nosidła od 3kg. I się zaczęło … Mamy ekspertki zadały sobie nawet trud by wejść w moją galerię na facebooku i zorientować się, że moje dziecko urodziło się chwilę temu. Bystrzachy! Dostrzegły nawet, że dziecko ważące 3kg. nie siedzi... odkrywczynie przebiegłe... Agencje detektywistyczną powinny otworzyć bo Rutkowski się przy nich chowa!
Dostałam mnóstwo komentarzy i wiadomości prywatnych, że nosidło to zło, a ja jestem nieodpowiedzialna i że tylko chusta!

A ja chusty nie chciałam i nie chcę, nie mam ochoty się w to motać, a po za tym nosidło jest mi potrzebne do zniesienia małej z 6 piętra i wniesienia jej po spacerze, tyle. Może niedługo wybierzemy się na mały spacer w nosidle, ale na razie jest to jedynie w planach. 

Finalnie znalazło się kilka mam myślących podobnie do mnie, a jedna nawet podzieliła się ze mną linkiem, gdzie w atrakcyjnej cenie zakupiłam nowiusieńkie Marsupi – taka to ze mnie nieidealna mama ;).



To samo dotyczy karmienia piersią. 

Momentami mam wrażenie, że fora poświęcone matkom karmiącym to jakaś sekta! 
Gdy tylko jedna zapyta, czy może powinna dokarmić mlekiem modyfikowanym bo pokarmu mało… bo dziecko się nie najada, od razu rzuca się stado hien, które naskakują na taką mamę z tekstami typu „Mleko modyfikowane to najgorsze co można zrobić”. Aha. Czyli lepiej jest głodzić – Good Idea!

W tym przypadku również ze mnie matka nieidealna, bo Wiktoria dostaje butlę prawie codziennie… co ja poradzę, że na wieczór cycki mam puste jak wydmuszki od jajek? Mam jej powiedzieć, sorry mała dziś kolacji nie będzie, ale dla Ciebie to i tak lepiej jak będziesz głodna niż jak mama poda Ci rozrobiony biały proszek?!



W ogóle na tych grupach można znaleźć wypowiedzi, gdzie nawet butelka z mlekiem matki jest zakazana. A jak matka karmiąca chce gdzieś wyjść to tylko z dzieckiem pod pachą, albo na dwie godziny kiedy dziecko nie będzie potrzebowała cycka… Ludzie trzymajcie mnie…

Wiktoria często zostaje ze swoją babcią, albo moim mężem i wtedy dostaje butelkę z moim mlekiem i ja matka nieidealna nie widzę w tym nic złego ani krzywdzącego.

Smoczek! Smonio! Monio! Moniulek!

On dowodzi gangiem matek nieidealnych! Na pewno! Ten straszny i zły smoczek od którego należy się wystrzegać, a jeśli go podamy to koniec! Mogiła!



Pamiętam jak leżałam na Sali pooperacyjnej z Wiktorią przy łóżku, pamiętam że władza w nogach nie do końca mi jeszcze wróciła, ale ból podbrzusza czułam już doskonale, pamiętam też, że wtedy właśnie mała obudziła się i zaczęła płakać, a ja biedna, przerażona ze skitranym smoczkiem zastanawiałam się czy jak go podam to nie zbiorę opieprzu od pielęgniarki.

Wiki płakała, ja nie mogłam jej wyjąć z „mydelniczki”, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam za bardzo jak się ruszyć, więc głaskałam to moje małe płaczące szczęście i modliłam się o pomoc! I oto nadeszła! Pielęgniarka, a wraz z nią pytanie „Ma Pani smoczek?”  „Yyyy… no mam” Wyjęłam owego gumowego gościa, a pielęgniarka na to „No to Pani daje, przecież to żadne zło!” Smoczek wylądował u bąbla w buzi i w sekundę ukoił nerwy naszej dwójki.

I tak do dziś jestem matką nieidealną będącą w zmowie z Panem Smoczkiem, ale spoko Pan Smoczuś i Wiki są nieźle zakumplowani i dogadują się w kryzysowych momentach.

Nie staram się gonić za najnowszym trendami macierzyństwa. W oczach wielu będę matką nieidealną i dobrze, może tak zostać.


Jestem mamą IDEALNĄ dla mojego dziecka, a to dla mnie najważniejsze, postępuję według własnego instynktu i rad zebranych od bliskich osób i Tobie też radzę byś nie starała się być mamą idealną w oczach wszystkich, bądź mamą idealną dla swojego dziecka – to wystarczy :).



Jeśli podoba Ci się ten post to będzie mi bardzo miło, jeśli puścisz go dalej w Świat!



<a href="http://www.bloglovin.com/blog/18277433/?claim=tby4b6kqp7g">Follow my blog with Bloglovin</a>