Kiedyś jak miałam wyjść na spacer, to wyłącznie w jakimś
celu np. na obiad, na kawę, po prostu gdzieś, w jakimś wyznaczonym, konkretnym
kierunku.
Na grupie stworzonej dla fanek nieperfekcyjnej mamy, kilka dni
temu jedna z mam napisała, że całym sercem nienawidzi spacerów z dzieckiem.
Nienawidzi ich bo mieszka na 3 piętrze i musi znieść wózek, nienawidzi bo musi
ubierać dziecko i nigdy nie wie jak, jaką kurtkę założyć, czy pod spodnie
włożyć rajstopki, czy założyć cieńszą czy grubszą czapkę, na dokładkę jej dziecko
ma 5 miesięcy i już nie chce leżeć w gondoli, a owa mama nienawidzi chodzić bez
celu.
Też nie wiedziałam, jak to będzie, gdy urodzi się Wiktoria,
czy będę umiała i chciała chodzić po parku bez konkretnego celu? Czy to
polubię?
Wątpliwości rozwiały się z pierwszym spacerem, który trwał
30 minut, kolejny natomiast trwał godzinę, a następny chyba ze 3 i tak od
tamtej pory spacerujemy... długo… Podchodzę do tego pozytywnie, podziwiam
wszystko dookoła, opowiadam Viki różne rzeczy I tym właśnie pokonuję jedną z
przeszkód tej Pani - nudę, w przeciwieństwie do niej nie zakładam że wszystko na bank
będzie do kitu.
Jak wiecie albo zaraz się dowiecie, mieszkamy na 6 piętrze w
przedwojennej kamienicy, co daje jakieś 7/8 piętro w normalnym nowoczesnym
bloku. Nie mamy windy, wózka na szczęście nosić nie musimy, bo jest wózkownia
(walczyć o miejsce w niej musiałam kilka miesięcy, ale finalnie się udało), nie
zmienia to jednak faktu, że wyjście na spacer to pewien ambaras. Zejście na dół
z torbą i dzieckiem to wcale nie taka kaszka z mleczkiem.
Jak sobie z tym radzę?
Otóż! Najpierw ubieram Wiktorię, ale nie zakładam jej okryć
wierzchnich, odkładam ją na matę i ubieram siebie 😊
jednak też bez kurtki, dlaczego? Bo bym się ugotowała! Poza tym zapinam nosidło marsupi o którym pisałam TUTAJ. Gdy jestem
względnie ogarnięta, zakładam Wiktorii resztę odzienia, wkładam ją w nosidło,
kurtkę dla siebie biorę w zęby, torbę zarzucam na ramię i wychodzę.
Przystanek wózkownia
Do niedawna musiałam wystawić rower, jeden lub dwa, teraz mój
wózek stoi sam, ale wózkownia jest ciasna niesamowicie, więc wystawiam wózek,
wkładam do niego Viki, ubieram siebie w kurtkę, wieszam torbę i ruszamy!
Mieszkam w sąsiedztwie Ogrodu Saskiego, więc przeważnie to
tam się wybieramy. Wiktoria często śpi na spacerach, a jak nie śpi to podziwia
świat, a ja jej opowiadam o wszystkim dookoła – jak już wyżej wspomniałam 😊.
Alarm głodowy!
Wiadomo, zanim się wybierzemy, ubierzemy dojdziemy to można
zgłodnieć. Głodna robię się ja, głodna staje się Wiktoria, różnica między nami
jest taka, że ja jakoś przetrwam a ona albo zje…. Albo nie wiem co będzie.
Siadamy wtedy na ławce lub idziemy do kawiarni i zaczynamy posiłek. Viki aktualnie
jako przekąskę je mleko lub mus owocowy.
Karmienie piersią w miejscach
publicznych, już nie jest dla mnie niczym krępującym, wychodzę z założenia, że
moje dziecko po prostu je i tak na dobrą sprawę nic nie widać, z resztą zwykle
osłaniamy się pieluszką. Jeśli jednak jakiegoś przechodzącego młodzieńca, kuszą
piersi matki karmiącej na tyle, by koniecznie się na nie gapić, to cóż … należy
mu współczuć, bo widocznie nic lepszego w życiu nie widział 😉.
Po posiłku zwykle jeszcze chodzimy z godzinę albo dłużej –
szczególnie teraz, kiedy pogoda nas rozpieszcza.
Kiedyś spacer, był dla mnie marnowaniem dnia, aktualnie
spacer uwielbiam. Chodzimy z Viki tak długo, aż musimy wracać do domu.
Spacer to relaks dla nas obydwu, jednak wiem, że są dzieci
które spacerów nienawidzą i płaczą od momentu włożenia do wózka, do momentu
ponownego wzięcia na ręce… Nie ma na to rady, no chyba że nosidło albo chusta… Wktoria,
też czasami marudzi, jęczy, ale mam na to swoje sposoby! Czasami śpiewam,
czasami opowiadam wierszyki, daję zabawkę a ostatecznie włączam na telefonie
bajkę😊.
Grunt to znaleźć podczas spaceru chwilę dla siebie i zadbać
o to, by czas spaceru był odpoczynkiem, relaksem i budowaniem fajnej relacji
pomiędzy rodzicami i dzieckiem!
Dziś jest cudowna pogoda, więc pozostając w temacie
spacerów, zaraz zaczynamy się ogarniać i idziemy na nasz wspólny relaks!
A jak u Was to wygląda? Lubicie spacery? Gdzie najczęściej
spacerujecie i jak długo?
To zależy. Wolałam na spacer wysłać tatę i babcię ;) Jednak nie uważałam spaceru za nudę, bo tez nie uważałam spaceru jako obowiązku. Jak mi się nie chciało iść, to wystawiałam wózek na balkon, grunt to dostęp do powietrza. Też nosidło i chusta były w użyciu. Wydaje mi się, że nużące mogą być spacery na obszarach wiejskich, gdzie często nie ma nawet chodnika, a ktoś mieszka na malutkiej działce. W mieście zawsze można gdzieś pójść. Dodatkowo zrobić zakupy, pozwiedzać okolicę itd.
OdpowiedzUsuń